7

300 13 1
                                    

Pov Hermiona

     Gdy Sever...profesor przemienił nasze ubrania, domyślałam się. Kiedy wyszliśmy pozbyłam się wszelkich wątpliwości i pogrążyłam w złości, smutku, rozczarowaniu i zażenowaniu. Moja kondycja bowiem leżała i kwiczała.
   Teraz musiałam zacząć biegać, on już zaczął.
Ciekawe czemu biegnie razem ze mną?
I ruszyłam.
Pierwsze kółko, 001.
Drugie, 002.
Na zegarze, 55.30. Tyle czasu mi zostało. To co 30 sekund na odpoczynek i znowu?
55.28,27,26...
Dobra zaraz zemdleję, ale biegnę w imię dobra!!

*********

026 - jestem z siebie dumna.
34.11 - czas na jedenaście sekund przerwy.
W tych ubraniach jest coś niezwykłego, nie wiem jakim cudem, ale jestem strasznie zmęczona, a mimo to mogę dalej biec i jakoś żyć. To jest bardzo dobry sposób na wyrobienie kondycji w rekordowym czasie! Jeśli kiedykolwiek ja, lub ktoś inny spróbuje podważyć inteligencję Severus'a, będzie miał ze mną do czynienia.
051 - jestem z siebie baardzo dumna, już połowa za mną.
19.59 - muszę teraz sprintować inaczej stracimy punkty!
088 - mmhh, mmhh - oddychałam głęboko.
4.36 - i 12 okrążeń, wykonalne? Nie.
Aaaaaaaaaaa!!!!! Szybciej głupie nogi, szybciej!!
099 - do oczu cisnęły mi się łzy, ale biegłam już naprawdę ostatkiem sił.
0.33
Bieg, bieg i bieg. Nic przed sobą nie widziałam, tylko biegłam. Pozbawiona choćby odrobiny nadziei. Nogi uginały się pode mną, pot powoli spływał, rozmazując już i tak rozmazany tusz do rzęs. Następnym razem Muszę kupić wodoodporny. A nie przepraszam, następnego razu nie będzie.
   Dobiegłam!! Udało się!! Takkkk!! Jestem z siebie tak strasznie, cholernie, mega dumna!!
Jednak oczywiście „ktoś" musiał mi tą cudowną chwilę zniszczyć.
- 56 sekund po czasie, co daje 1 punkt od Gryffindor'u - odrzekł wyraźnie z siebie zadowolony.
Ale nie, miałam to gdzieś, położyłam się plackiem na trawie (tylko na czas meczów i treningów trawę zamienia się w piasek).
     Po jakimś czasie, ja dalej leżałam. Pogoda natomiast nie próżnowała. Z pięknej słoneczniej zamieniła się w straszną ulewę, na dodatek znacznie pociemniało.
Ucieszyłam się jeszcze bardziej, i spokojnie pozwoliłam kroplą deszczu obmywać przyjemnie moją twarz. Nagle zaczęłam się śmiać, na całe gardło, bez żadnego skrępowania.
Odwróciłam głowę i uświadomiłam sobie, że nie jako jedyna leżę właśnie na ziemi. Po mojej prawej stronie na trawie położył się również mój nauczyciel. Prawdopodobnie jako pierwsza osoba w życiu, uśmiechnęłam się do niego promiennie i znów zwróciłam twarz ku deszczowi.
- Chodź, już późno - powiedział zachrypniętym głosem.
- Ohh, masz...Pan rację.
Wstaliśmy i wybraliśmy się w podróż powrotną do szkoły.
Gdy byliśmy już zmienił nasze ubrania na normalne.
- Profesorze, mogę zadać pytanie?
- Tylko jedno, mów.
- Co to były za ubrania? Z czego są zrobione? Jakk? - wyrzuciłam na jednym wdechu.
- Miało być jedno pytanie - po moim spojrzeniu poznał chyba, że tak łatwo nie odpuszczę, więc odpowiedział.
- To ubrania mojego projektu, pomijając buty.
- Ale jaak? - dopytywałam.
- Receptura mistrza, zbyt cenna żeby rozgłaszać na lewo i prawo - powiedział oschle.
Westchnęłam, ale odpuściłam. Nie powie.
Już chciałam odejść, ale powstrzymał mnie.
- Jutro sobota, więc przyjdź wcześniej, 15.00. Tym razem się nie spóźnij - i odszedł.

*********
Pogrążona w myślach, wróciłam do swojego dormitorium. Przyjaciele zaczepiali mnie gdy wróciłam, ale zbyłam ich mówiąc że jestem zmęczona. Faktycznie byłam, tylko chodziło o coś jeszcze. Nie wiem o co, ale męczy mnie to już od kilku dni. To takie dziwne uczucie. Czegoś Ci brakuje, nie wiesz jednak czego. Kurde, wkurzające.
       Ponieważ waliło ode mnie na kilometr bezzwłocznie pobiegłam do łazienki, pod prysznic, która chwała Merlinowi była wolna. Cóż się w sumie dziwić moim współlokatorkom, jest piątek wieczorem. Pewnie siedzą u swoich chłopaków, lub robią cokolwiek innego niż siedzenie i nudzenie się w wieży.

*********
Do kąpieli użyłam wszystkie możliwe płyny, żele i pianki, aby domyć ciało z pozostałości trawy, błota i potu. W końcu udało się i leżałam teraz w łóżku, czytając książkę razem z moim kocurkiem.
Dobrnęłam do ponad połowy książki i ziewnęłam delikatnie. Spojrzałam na zegar i zrozumiałam było blisko 24.00.
Przeciągnęłam się, a nogi zabolały mnie strasznie. Wyglada na to, że nici z jutrzejszego szlabanu. Nawet nie wstanę z łóżka. Nie. Ma. Takiej. Opcji.
Zgasiłam lampkę i niemalże od razu zasnęłam.

*********
Pov Severus

Nie zdążyłem nawet wrócić do swoich komnat, bo dropsocholik wpadł na pomysł żeby po 20 zapraszać mnie do siebie. Chciałem odmówić, nie zgodził się. Podobno to coś ważnego.
Zmieniłem więc kierunek „podróży".
Byłem w połowie drogi, gdy zauważyłem idącego w moją stronę starca.
- Albusie, o co chodzi tym razem? Znowu pękła Ci rura czy co, że każesz mi przyłazić o takiej godzinie - rzuciłem złośliwie na powitanie.
Ale to z tą rurą to na serio. Kiedyś wezwał mnie w środy nocy, bo on ma wielki problem, i powiedział,że tylko taki ekspert jak ja może sobie z tym poradzić. Ja miałem takie o co chodzi? Okazało się, że rura mu pękła, syczy, i leje się z niej dziwna woda. Poprawka, kiedy oboje byliśmy już oblani „wodą", próbując to naprawić, okazało się: to były ścieki.
Aż mi się wymiotować chcę jak na to patrzę aggh.
NIE BYŁO TEMATU.
- Nie Severusie, nie tym razem - odpowiedział z podejrzanym uśmieszkiem. Natychmiast jednak uśmiech zastąpił głęboki smutek.
- Oby żadnym innym. Jak mogę Ci pomóc? - zapytałem lekko zaniepokojony.
- Do skrzydła szpitalnego szybciej! - powiedział i już go nie było.
Zerwałem się więc w trucht i po chwili byłem na miejscu.
Wejście czekało już otwarte, wszedłem do niego pospiesznie.
Poppy wraz z Dumble-bamble'm przechwycili mnie i przyciągnęli do bardzo znajomego łóżka.
To tam pocałowałem Hermionę w czoło. I tam też leży jej przyjaciółka.
- Zrób coś!! - powiedzieli chórem.
Byłem zdezorientowany. Niby co mam zrobić?
Jak nie oni to niby ja?
- Hmm...
Nagle puls dziewczyny zatrzymał się.
- Na Merlina!!!
- Kobieto nie gadaj, tylko lecz.
Wyciągnąłem różdżkę i zacząłem szeptać wszystkie znane mi zaklęcia. Pomfrey wyciągnęła, znikąd tak naprawę defibrylator i użyła go, niestety bez skutku. Moje zaklęcia też na nic się zdały. Albus natomiast zawołał Fawkes'a (swojego feniksa), żeby ten oddał łzę. To też nie zadziałało. Minęło ponad 30 sekund, wszystko stracone.
- Ona...?
- Tak...
Nawet nie wiem kto to mówił, może nawet ja. Patrzyłem teraz tylko pusto na ciało biednej panny Lovegood i zastanawiałem się co za cholerstwo ją zaatakowało. Trzeba powiadomić uczniów, ministerstwo i chyba najtrudniejsze, rodziców. Zabiłem wielu, widziałem wiele. I choć kiedyś widok rozpaczających po śmierci dzieci rodziców rozrywał mnie teraz jest już tylko formalnością - z taką myślą odszedłem i zatopiłem się w ciemności zamku.

*********
Źle czułam się z opublikowaniem tak krótkiego rozdziału, dlatego zebrałam się w sobie i jakoś napisałam to co widzicie wyżej.

Z taką ilością słów też nie czuję się najlepiej, ale napewno o wiele lepiej niż wcześniej.

Dziękuję za wszystkie wyświetlenia i gwiazdki⭐️

Miłego dnia/popołudnia/wieczoru🖤

Zostaniesz? - SevmioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz