Rozdział 29

3.6K 292 117
                                    

Ale nie mam ostatnio weny. Normalnie dramat.

A z cyklu co mnie wkurza: Kiedy słyszę, że czyimś największym problemem są niepomalowane paznokcie. XDDDD Możecie nie wierzyć, ale znam takie osoby.

Rozdział 29

Clayton wysłuchał całej opowieści przyjaciela w jednej z opuszczonych klas, gdzie czasem się zaszywali. Większość szkoły już dawno przywykła do ich widoku razem, ale nadal byli tacy, którzy krzywo na nich patrzyli. Stereotyp o niemożliwej przyjaźni pomiędzy Gryfonami i Ślizgonami nadal był żywy. Przeznaczeniem tych dwóch domów raczej nie była wielka przyjaźń. Johnathan i Clayton byli po prostu wyjątkami od reguły.

– Czyli twój brat jest całkiem fajny? – podsumował Ślizgon.

– Tak – zapewnił Johnathan z szerokim uśmiechem. – Cieszę się, że chce utrzymywać z nami kontakt. O rodzicach naprawdę nie chce słyszeć ani słowa i wcale mu się nie dziwię. Nie mam pojęcia, co mama i tata sobie myśleli, podejmując tak głupią decyzję.

– Zapytasz ich o to?

Gryfon pokręcił głową.

– Nie. Ustaliliśmy z Iris, że nie podejmiemy z nimi tego tematu. Hadrian też tego nie chce. Stwierdził, że to kompletnie bez sensu, bo nawet jeśli to jego rodzice, to są dla niego kimś zupełnie obcym. To takie dziwne. Niby mamy wspólną rodzinę, a w ogóle się nie znamy. Jeszcze się okazało, że mam babcię i dziadka. Mam taką ochotę zrobić wielką awanturę, ale obiecałem, że tego nie zrobię.

Clayton milczał przez dłuższą chwilę. Wyglądało na to, że Hadrian miał głowę na karku i nie tracił czasu na sprawy, które trzymały go w miejscu. Przeszłość może i bolała, ale nauczył się jej nie rozpamiętywać.

– Nic by ci to nie dało – zauważył.

– Wiem. – Johnathan westchnął. – Hadrian też tak mówi. Powiedział, że szkoda mu marnować energii na ludzi, którzy mają go gdzieś. Nie przeczy, że kusi go wygarnięcie im wszystkiego, ale doszedł do wniosku, że to by niczego nie zmieniło. I chyba najlepszym wyjściem będzie zrobienie tego samego. Wiem jedno. Jak skończę szkołę, to wyprowadzam się od razu z domu.

– Mam podobny plan – przyznał Clayton. – Wiesz, jak to bywa czasem. Mam swoje plany, które niespecjalnie wpisują się w schemat rodziny.

– Mnie to mówisz? Tata zaczyna coś mówić, że powinienem iść w jego ślady i zostać aurorem. Ale ja wcale nie mam na to ochoty. Zawsze chciałem podróżować po świecie, poznawać nowe miejsca, szukać nowy źródeł magii.

– Nowe źródła? – Clayton uśmiechnął się. – Myślisz, że istnieją?

– Nie wiem, ale czarodzieje nawet nie wiedzą, skąd się bierze ich magia. Chciałbym się tego dowiedzieć.

Ślizgon zaśmiał się cicho.

– No, to chyba będę musiał się wybrać z tobą – powiedział. – Wszyscy wiedzą, że Gryfoni są w gorącej wodzie kąpani i trzeba ich pilnować.

– No wiesz? – Johnathan roześmiał się, słysząc słowa przyjaciela. Clayton właśnie taki był. Zawsze mówił wprost, co myślał, albo nie odzywał się w ogóle. W tym przypominał trochę Hadriana. Muzyk miał podobne podejście do życia. Uważał, że o swoje marzenia trzeba walczyć i nie pozwalać innym na narzucanie ich zdania. Jeśli ktoś da sobie zatruć umysł głupim gadaniem, to nigdy niczego nie osiągnie. Hadrian w to wierzył i stanowczo parł do celu. Właśnie w taki sposób osiągnął sukces.

Anioł o zielonych oczachWhere stories live. Discover now