3.

1.6K 96 0
                                    

Odpowiedź na jego list przyszła w przeciągu sekund, ale bardziej zaskakująca była jej treść:
Nie, oczywiście Manor nie jest obecnie chroniona. Oczekuję Cię. Przybądź natychmiast.
Co też Harry uczynił.
Szybka podróż siecią Fiuu nie dała mu wystarczająco dużo czasu na przygotowanie się do wizyty w rodzinnej posiadłości Malfoyów. Jego ostatnie wspomnienia z tego miejsca były z gatunku tych okropnych: o boleśnie spuchniętej twarzy, koszmarnych krzykach Hermiony i późniejszym pochówku Zgredka.
Chyba jedyną dobrą rzeczą do wspominania był moment, gdy srebrna ręka Glizdogona zaatakowała go i udusiła. O jednego Śmierciożercę mniej do uporania się z podczas walki w Hogwarcie.
Gdy Harry wkroczył do salonu, mniej więcej w połowie tak dużego, jak cały jego dom, powróciło kolejne wspomnienie; Draco odmawiający zidentyfikowania go. A raczej unikający decyzji, mówiąc, że nie może być pewien przez tę deformującą rysy twarzy opuchliznę. Ale ten fakt, o ile Harry dobrze pamiętał, nie przeszkodził Draco w potwierdzeniu tożsamości Rona i Hermiony.
Z drugiej strony, po tym nie zrobił już nic, by pomóc któremukolwiek z nich, więc być może po prostu go nie obchodzili. W końcu Draco był bledszy niż zwykle i wyglądał na dość chorego, jakby rzeczywiste życie Śmierciożercy nie było dokładnie tym, czego oczekiwał.

- Panie Potter – wyszeptała Narcyza. Jej szaty wyglądały jakby nie były zmieniane od kliku dni. - Zapraszam na górę. Nie mamy zbyt wiele czasu.
Harry wyjął różdżkę; nie był głupcem, był przygotowany na niebezpieczeństwo. Ale Narcyza wyglądała na bardziej rozgorączkowaną, niż spiskującą, a jej niebieskie oczy sprawiały wrażenie zrezygnowanych, gdy skinęła na Harry'ego, by za nią podążał.
Potter wciąż trzymał różdżkę w pogotowiu.
Pospieszyła przez korytarz i dalej po eleganckich, zakrzywionych schodach, a następnie otworzyła drzwi i ponagliła Harry'ego gestem do środka.
Tam, zwinięty po jednej stronie ogromnego łóżka, leżał Draco Malfoy. Był nagi i cierpiący, i kurczowo ściskał dłońmi pościel pod sobą, gdy po jego ciele spływały strugi potu. Miał wyraźne problemy z oddychaniem, a z jego niemal bezbarwnych ust dało się słyszeć ciche jęki.

Przy wezgłowiu klęczał jego ojciec, jedną ręką głaszcząc wilgotne i pozlepiane w strąki włosy syna.
- Na miłość boską, okryjcie go - wyrzucił z siebie Harry, odwracając wzrok. Nigdy nie lubił Draco, ale to nie znaczyło, że chciał go widzieć w takim stanie.
- Nie może znieść żadnego dotyku - powiedział Lucjusz ze znużeniem, wstając. - Narcyzo, jestem przekonany, iż powiedziałem ci, że pan Potter nie wie, co się tu dzieje. Dlaczego go tu przyprowadziłaś?
- A jak myślisz, Lucjuszu? - W tamtej chwili Narcyza nie wyglądała na pokonaną; kroczyła naprzód niczym lwica broniąca swoich młodych. - On jest jedyną nadzieją dla Draco. Wiesz o tym!
- Jak długo on nie wie, co zrobił, może jest jakieś wyjście!
- Nie mam zielonego pojęcia, o czym mówicie - wtrącił Harry. - I nie wiem też, co z wami jest nie tak. Wasz syn powinien być w Świętym Mungu. Po prostu zabierzmy go tam i wtedy powiecie mi, kto mógłby mieć powód, by rzucić na niego klątwę. Zapewne jest to długa lista, ale...
- Naprawdę jesteś tak durny jak Severus zawsze twierdził.
- Lucjusz!- powiedziała Narcyza, podnosząc głos.
- Mój syn, mój syn i dziedzic, moja krew!- wycedził Lucjusz przez zęby. - Nie chcę tego wszystkiego widzieć w jego rękach.
- Więc zobaczysz swojego syna martwego!
Instynkt Aurora, jaki posiadał Harry, po usłyszeniu takich słów, pracowałby już na najwyższych obrotach, jednak tym razem wiedział, że nie były one wypowiedziane w formie groźby. Były stwierdzeniem faktu. Nie, żeby cokolwiek z tego rozumiał.

- Jeśli nie zabierzecie go do Świętego Munga, ja to zrobię - powiedział, robiąc krok naprzód, by zgarnąć Draco na ręce. Gdy tylko go dotknął, zauważył, że chłopak ma wysoką gorączkę.
- On nie był trafiony żadnym przekleństwem - upierała się Narcyza, zagradzając Potterowi drogę do drzwi. - Jeszcze nie rozumiesz? On nie potrzebuje uzdrowiciela, on potrzebuje ciebie!
- Jesteście stuknięci, wszyscy. - Harry, pamiętając list Narcyzy i to jak napisała, że Manor nie jest już chroniona przez bariery antyaportacyjne, stwierdził, że wystarczy się skoncentrować, by móc się...
- Nie! - krzyknął Lucjusz chrapliwie, spiesząc przez pokój, by złapać Harry'ego za rękaw.
Potter zdekoncentrował się, odtrącając jego dłoń.
- Żadnej magii - powiedziała Narcyza, padając przed Harrym na kolana. - Nie mógł znieść jej nawet w takim stopniu, by można było wyczarować lód do ochłodzenia go. Aportacja lub przejście przez sieć Fiuu w tym stanie zabiją go. Musisz go uznać!
On nie potrzebuje uzdrowiciela, on potrzebuje ciebie...
Harry nie uwierzył w to; bo jak mógłby? Aczkolwiek teraz zaczynał dostrzegać, że była to prawda. Nagie ciało w jego ramionach było teraz zaledwie ciepłe, już nie rozpalone, i Draco zaczynał oddychać głębiej i spokojniej. Kurwa, pomyślał Harry, kręcąc głową. Nie wiedział co się działo, ale było jasne, że choroba Draco, czymkolwiek była, była z nim jakoś powiązana.
Jasne było także to, że już od pewnego czasu nie miał swojej różdżki w pogotowiu, a Lucjusz i Narcyza zdawali się tego nie dostrzegać. Patrzyli tylko na Draco.

OWNED (Drarry)Where stories live. Discover now