17.

1.1K 85 2
                                    

Ginny naprawdę jest asem przestworzy, pomyślał Harry, kiedy obserwował zwroty, nurkowanie i szybowanie w jej wykonaniu. Goście nie byli mile widziani na treningach, ale kierowanie Departamentem Przestrzegania Prawa Czarodziejów miało swoje zalety. Zaczarowane wrota prowadzące na stadion otwierały się przed nim już wtedy, gdy znalazł się od nich w odległości kilku metrów.
Miał niezłe wyczucie czasu, gdyż w ciągu dziesięciu minut od jego przybycia, trener zebrał zawodników, aby ich poinstruować i zakończyć trening. Gdy tylko wylądowali, Harry ruszył przez trawnik, ignorując szepty członków drużyny, które rozległy się, kiedy go zobaczyli. Wybraniec...
Harry wciąż nie dbał o ten tytuł, jednak powoli się do niego przyzwyczaił. Nie miał wielkiego wyboru. Nie pragnął wiecznej chwały, ale wyglądało na to, że jest na nią skazany.
Ironicznie, kluczem do wszystkiego okazał się fakt, iż pokonał Draco Malfoya. Kto by pomyślał, że właśnie to uczyni z niego prawdziwego pana Czarnej Różdżki?
Chociaż, oczywiście, przeżył też własną śmierć, przez co nie był już dłużej horkruksem, a to także przyczyniło się do jego zwycięstwa. Otrząsając się z tych myśli, Harry posłał uśmiech Ginny, gdy tylko się do niej zbliżył. Wyglądała na bardziej niż odrobinę oszołomioną jego widokiem.
— Pomyślałem, że moglibyśmy razem coś zjeść — powiedział, ignorując to, że szepty zamieniły się teraz w chichoty. Poprzedniego dnia zamówił jedzenie na wynos, co dzisiaj przypomniało mu o sposobie, w jaki może zagwarantować, że ich rozmowa na pewno będzie prywatna. — Może jakieś kanapki, zjedlibyśmy je w parku. Co ty na to?
Ginny wyglądała niepewnie, jakby intuicja przed czymś ją ostrzegała, ale wzruszyła tylko ramionami.
— W porządku. Wezmę prysznic i spotkamy się przy bramie.
Harry skinął głową i opuścił teren boiska.

***

Kiedy Gminy się pojawiła, nie okazywała już żadnej niepewności. Jej oczy lśniły z podekscytowania. Harry niemal jęknął, ponieważ w tym momencie dostrzegł wyraźnie jak nigdy wcześniej, że ignorował ją i bardzo zaniedbywał. Skoro zwykła propozycja zjedzenia kanapek na trawie mogła uczynić jej chód lżejszym, a na twarz sprowadzić wyraz niemalże zachwytu, to musiał być naprawdę okropnym chłopakiem. Cóż, po tym, jak stało się dla niego jasne, że nie mają szans na wspólną przyszłość, może uda jej się znaleźć osobę, która będzie ją traktować tak, jak na to zasłużyła.
— Dokąd teraz?
Harry posłał Ginny wymuszony uśmiech. Dobrze chociaż, że członkowie jej drużyny nie znali go zbyt dobrze. Kiedy pojawiał się w miejscach publicznych, często zupełnie obcy ludzie doganiali go i składali mu wylewne podziękowania. Można by pomyśleć, że przez trzy lata zdołali już przywyknąć do jego roli w czasie wojny. Można by także założyć, że skoro uwielbiali go tak bardzo, to, do cholery, powinni słuchać tego, co mówi w publicznych komentarzach. Wielu ludzi walczyło na wojnie i poświęciło więcej niż on. Umarli za innych.
— Ech, wiesz, jak się czuję, kiedy tylko pokazujemy się publicznie — powiedział Harry. — Nie chciałbym, żeby wszyscy nam się dzisiaj naprzykrzali, więc co powiesz na spędzenie czasu wśród mugoli?

— Och, pewnie, cokolwiek chcesz — odpowiedziała rozpromieniona, jakby właśnie zaproponował wycieczkę po Europie.
Harry poczuł się jeszcze gorzej. Boże, musiał być absolutnie beznadziejny w miłosnych sprawach. A może po prostu nie znał się na dziewczynach. Chociaż ocenić mógł to jedynie na przykładzie Ginny i Cho. Co już samo w sobie powinno mu coś powiedzieć.
Kiedy wyciągnęła rękę, Harry naprawdę nie wiedział, co zrobić, poza jej ujęciem. Przeszli razem przez anty-mugolskie bariery, które sprawiały, że boisko było niewidzialne, po czym Harry zatrzymał przejeżdżającą taksówkę i zapytał kierowcę, czy zna miejsce, w którym sprzedają smaczne kanapki.
W końcu, pół godziny później, znaleźli się w mugolskim parku. Lekki letni wiaterek przelatywał wokół nich. Ginny śmiała się i odgarniała długie włosy, które spadały jej na twarz.
— Jak się czuje Draco?
Harry był naprawdę zaskoczony pytaniem. Jej miły głos stanowił dla niego niespodziankę.
— Eee, pewnie się jakoś przystosowuje. Nadal niczego nie pamięta. To znaczy niczego, co jest związane ze mną.
— Możliwe, że tak jest na razie lepiej.
— Tak, możliwe.
Zdenerwowany Harry ugryzł spory kęs kanapki. Pachniała dobrze, ale smakowała jak tektura, jednak jak mógł rozkoszować się jej smakiem, skoro wiedział, że za moment zgasi radosne iskierki w oczach Ginny? Jedzenie przeszło mu przez gardło boleśnie, jakby było jakąś bryłą. Przez chwilę myślał, że zrobi wszystko, by uniknąć zranienia Ginny. Ale nie powiedzieć jej... To byłoby dużo gorsze niż wyznanie prawdy.
— Um... Przyszedłem dzisiaj na trening, bo nie mogłem już dłużej czekać. Muszę powiedzieć ci... erm...
Jego usta nagle zrobiły się tak suche, że nie mógł wykrztusić z siebie słowa. Pospiesznie złapał kubek z wodą i napił się. Zanim ją odstawił, dłoń Ginny znalazła się na jego kolanie, głaszcząc je.
— Wszystko w porządku, Harry. Wiem, że trudno jest zapytać o to po tak długim czasie, ale naprawdę rozumiem, co takiego chcesz mi powiedzieć.

OWNED (Drarry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz