27.

1K 70 3
                                    

Przyjęcie było dość udane, być może dlatego, że Ron już wcześniej wyrzucił z siebie wszystko to, co leżało mu na sercu. Nie było może najsympatyczniej, ale przynajmniej nie czuć było otwartej wrogości. Tak jak poprzednio głównie mówiła Hermiona. Pytała Draco co robi, żeby wypełnić wolny czas i opowiadała o swojej pracy. Widać było, że Malfoyowi odpowiada rozmowa z nią.

W rzeczywistości ta dwójka bardzo do siebie pasowała i gdyby Harry nie widział tego na własne oczy nigdy by w to nie uwierzył.
– Wiesz, ona zawsze lubiła dobroczynność – powiedział bardzo cicho Ron, krojąc kurczaka na mniejsze niż było konieczne kawałki. – A pewno dotyczy to też Malfoya.

Harry zamiast odpowiedzieć napił się wina. Łał ... nie znał się dobrze na winach, ale to miało zniewalający aromat. Perfekcyjnie pasowało do kurczaka w sosie grzybowym. Nawet jego zapach sprawiał, że jedzenie smakowało lepiej. Naprawdę było warte swojej ceny.

– Chciałbym zobaczyć jego minę, kiedy sobie wszystko przypomni – kontynuował Ron. – Kiedy dowie się jak chwalił wszystko co mugolskie; Hermionę Granger i innych mugoli.

– Naprawdę nie jest takim dupkiem, jak w szkole – przerwał mu Harry, ale Ron nie zamierzał się poddać,

– Och, tak naprawdę on wcale się nie zmienił.

Harry napił się wina. Nie dlatego, że upicie się było jakimś rozwiązaniem, ale mogło sprawić, że słuchanie Rona stawało się łatwiejsze.

– Może nigdy sobie nie przypomni. – Ron bawił się groszkiem na talerzu. – Tak byłoby dla wszystkich najlepiej. Uważam, że taki jest przyjemniejszy, a skoro już musisz z nim żyć...

Harry'emu nie podobały się te słowa. Bez względu na to, że była to prawda, wciąż nie akceptował myśli, iż „musi" żyć z Draco. Może dlatego, że biorąc wszystko pod uwagę mieszkanie z nim miało wiele zalet. Jego dom był czystszy niż kiedykolwiek, gdy wracał z pracy czekał na niego ciepły posiłek no i z pewnością nie narzekał na seks, bo jak mógłby to robić? Oczywiście coraz trudniej było mu powstrzymywać Draco od mantry " będę bardziej użyteczny" jak to często ujmował. Pokusa była coraz większa, by odpuścić sobie zasady moralne i po prostu pozwolić, żeby Draco opadł przed nim na kolana i objął mu swoimi jedwabistymi wargami penisa.

Pokusa ... tak to naprawdę było dobre słowo.

Ale nawet pomimo tego mieszkanie z Draco było dużo przyjemniejsze niż się tego spodziewał. Chłopak nie robił nic obraźliwego. Prawdopodobnie dlatego, że nie pamiętał jakim był rasistą. Jedyną wadą oprócz konieczności odpierania jego karesów było to, że Harry co kilka dni otrzymywał listy od Malfoyów z zaproszeniem do Manor. Do tej pory udawało mu się wymyślać różne wymówki. Po prostu uważał kolejne spotkanie z Lucjuszem za zbyt irytujące. Pocieszające było tylko to co zauważył w czasie ostatniej wizyty. Draco wolał jego, a nie własnego ojca. Tylko, że Harry nadal nie mógł przestać zastanawiać się czy należało uważać to za dobre dla młodego Malfoya. Nie wspominając już, że bardziej niż trochę obawiał się na co byłby narażony Draco gdyby wrócił do swojego dawnego stylu życia, nawet jeśliby nic nie pamiętał. Res mea es było potężnym zaklęciem, ale więzi rodzinne były równie ważne.

Przynajmniej, pomyślał gorzko, poznał jak wyglądają naprawdę. Przecież sam tego nigdy nie zaznał. Dursleyowie nie byli typem ludzi, z którymi chciałoby się wiązać.

– Wszystko w porządku Harry?

– Tak. Tyko pomyślałem, że prędzej czy później będę musiał pozwolić Draco ponownie spotkać się z rodzicami, a ponieważ nie może nigdzie iść beze mnie...

– Och, fuj. – Głos Rona brzmiał przyjaźniej niż przez cały wieczór. – Szkoda, że jego cholerny ojciec wyszedł z Azkabanu. Jak dla mnie mógłby tam zostać do końca życia. Taki krótki wyrok był naprawdę w złym stylu...

OWNED (Drarry)Where stories live. Discover now