Rozdział XII. Czemu opuściłaś mnie, choć miałam tak mało?

50 7 32
                                    

Znał już na pamięć tę pieśń. Słyszał ją dziennie kilka, a nawet kilkanaście razy, gdy wybrzmiewała cichym, cienkim głosem z ust dziewczyny skulonej pod oknem komnaty. Słuchał o wilczurze, o zającu, o jaskółce, o pannie, o wybranku, o płaczu, o cierpieniu. Najgorsza w tej ponurej historii była jednak ostatnia zwrotka, którą szczególnie upodobała sobie magini:

O magijo, mieszkająca w Wielkim Borze

Gdzie byłaś, gdy mnie zakopali w ugorze?

O magijo, miej litość, powiedz mi śmiało

Czemu opuściłaś mnie, choć miałam tak mało?

Okrutna treść tego fragmentu dotykała go za każdym razem. Rozpamiętywał najgorsze wspomnienie, które kłębiło się w jego głowie od tygodni. 

Po tym, gdy opuścił loch, motał się po zamku bez celu. Wyszedł na podzamcze, zaszedł do Burzowego Ogrodu, zawrócił, skierował się w stronę bramy, ale zrezygnował z przekroczenia jej. Podążył więc w stronę stajni. Był roztrzęsiony tym, jak łatwo Tilia była w stanie oddać życie za herb, który istniał już tylko na jej starej zbroi. Wolała umrzeć i nigdy nie przyczynić się do odrodzenia Królestwa Terratura, niż poślubić jego, Wielkiego Aera z rodu Aeremus, i zapewnić sobie nie tylko dalsze życie, ale też przepustkę do jakiejkolwiek wolności, nawet jeśli obarczonej wyrzeczeniami. 

Był na siebie wściekły, że jej odmowa uderzyła w molowe tony jego dumy. To on przecież brał na siebie ryzyko, żeby pomóc tej, która i tak była martwa dla świata. To on był gotowy na wszystkie reperkusje, jakie spotkają go, gdy ożeni się z wyklętą potomkinią rodu Virinemus i zmieni jej przynależność na swoją – wrogą, ale zapewniającą przeżycie. To on był tu ofiarą. 

Zatrzymał się gwałtownie, kiedy wróciły do niego słowa starego Fulmentusa: Tylko miałkie umysły w każdej wypowiedzi słyszą treści o sobie.

Zawrócił, gdy w końcu – jak uważał – pojął ich sens. 

***

W pracowni starca spotkał dwoje przyjaciół i przedstawił im plan, który wzbudził w nich głośny sprzeciw. Nie możemy. To wielka hańba. To się wyda. 

Po długich, ciągnących się w nieskończoność momentach, które wyznaczały kolejne wypalające się świece, osądy zelżały, a strategia nabrała niezbędnych do jej realizacji szczegółów.

Fulmentus miał jeszcze miksturę zapomnienia. Debatowali, kto powinien ją wypróbować, choć od razu było wiadomo, że tylko jeden z nich się odważy. Arcustarius wziął kroplę na język – a jego wola opuściła go na długość trzech świec. Wypełniał wszystkie wydawane mu polecenia (chwyć tę książkę, powtórz za mną – «jestem najgorszym łucznikiem na świecie»), po czym zapadł w krótką drzemkę i wrócił do siebie. Niewiele pamiętał z tego, co musiał zrobić, choć w głowie utkwiło mu jedno i nawet lekko obraził się za niechlubne miano. Nie mógł jednak przypomnieć sobie, żeby dotykał jakiejkolwiek książki od czasów nauki.

Najważniejsze było, żeby wyprowadzić Tilię z lochów, gdzie działa jej się krzywda. Nie mogli jednak zrobić tego osobiście – ich obecność z pewnością zostałaby zauważona przez mieszkańców dworu, którzy pospieszyliby z tą wieścią do króla. Dlatego też Wielki Aer przekupił strażników, z czym nie miał większego problemu – w końcu każdy ma marzenia, które mogą ziścić się tylko za ciężką sakwę monet – i kazał im wlać w kobietę całą zawartość butelczyny. Nieprzytomną maginię przyprowadzili do jego komnaty, gdzie już czekało całe to trio. Wtedy Ventuis zawołał nadworną służbę, by napoiła, umyła i odziała Tilię, a także medyka, żeby zajął się ranami magini.

Zielony Kaptur. Tom I [ZAKOŃCZONE]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora