Rozdział XVII. Bitwa o zamek Nub - część I

87 7 45
                                    

Cegły Wysokiego Zamku wyskakiwały ze swojego zwartego szeregu i spadały na wąską przestrzeń ziemi dzielącą centralną część zamku Nub od czterech skrzydeł odpowiadającym róży wiatrów. Impet, z jakim małe żarzące kule uderzały o murowany pancerz najważniejszej budowli w Królestwie Nubiluventus, stanowił dysonansową melodię podżegającą do walki, arytmiczną kompozycję zniszczenia, którą komponowało dwóch magów – ojciec i syn, a każdy z nich, ze swoją magiczną ojczyzną i synczyzną, był jak gwałtowny, trudny do powstrzymania kataklizm. Tylko Powietrzna Wieża trwała w oryginalnym porządku, choć czas jej stateczności zdawał się już policzony – odmierzała go wysokość ognia iskrzącego się tuż obok.

Najstarsze budulce tej centralnej części zamku Nub sięgały zamierzchłych czasów, gdy żył jeszcze każdy z czterech braci z pradawnego rodu Initimus. Założyciel powietrznej gałęzi, Aeremus, pragnął, by to miejsce pięło się aż do nieba, szybko jednak okazało się, że postępowa myśl architektoniczna władcy nie szła w parze z ówczesnymi możliwościami tej sztuki – dopiero wiele lat po śmierci najsłynniejszego Wielkiego Aera udało się zamienić niewielką, drewniano-ziemną konstrukcję, wpieraną na dębinie i wypełnianą gliną, na materiały, które faktycznie były w stanie wznieść się wyżej: kamień i cegłę. Z Wysokiego Zamku wyrastała najbliższa niebu Powietrzna Wieża, szczególnie lubiana przez kolejnych magów ze względu na dobre położenie strategiczne oraz piękny widok na krainę przodków i tych, co żyli wśród natury, a wojna w końcu zmiotła ich z powierzchni tego świata.

Ogień nadszedł ze strony lasu. Ventuis obserwował, jak horda dzikich z armii Ignisolum przedzierała się przez pradawną przyrodę, niszcząc po drodze wszystko, co tylko miało czelność zielenić się i kwitnąć; żołnierze walczący po stronie płomieni przypominali mieszkańców tych terenów, zwierzęta w atawistycznym szale, który mogła poskromić tylko magia ziemi. Tylko Tilia.

Mimo rzucania kolejnych zaklęć ochronnych i bitewnych, w tym momencie cierpienie dotknęło głównie Wielkiego Aera. Pioruny potężnej burzy uderzały w czerwone wojska, gdy mimowolnie przywoływał w pamięci ostatnie spotkanie z żoną – w jego głowie niedźwiedzia gawra była jasna, widział ją wyraźnie, mimo że niektóre szczegóły wyślizgiwały się już z jego pamięci, znikały na zawsze w nieokreślonej otchłani cechującej każdego człowieka, choć nie każdy zdaje sobie sprawę z jej istnienia. Zawieszony pomiędzy swoim jestestwem a jej ciałem, jedyną częścią, którą poznał – bo jej myśli, jej głowa, jej istota od początku były dla niego zagadką – przypominał sobie swoją dłoń wiedzioną bliznami, zapach ziemi, gdy na chwilę stali się dziwną, pokręconą jednością. Kiedy obserwował, jak łucznicy wykonują polecenia Arcustariusa – nie musiał słyszeć jego głosu, by wiedzieć, że to on dyktuje kolejne ruchy tego oddziału – jeszcze raz dojrzał tamtą kurtynę drzew. To w nich, jak twierdziła Tilia, miały majaczyć wrogie wojska. W czasie gdy elektryzował strzały i kierował je magicznym podmuchem złowieszczego, ostrego powiewu w stronę tarcz z wizerunkiem płomienia, znów czuł ziemię w ustach po tym, jak magini związała strzępki korzeni i uwięziła go w zapadającej się norze.

W chwili, w której stworzył świetlik i szepnął do niego kilka słów referujących dynamikę walki, a następnie puścił niebieską kulę w stronę krętych schodów wieży, by dotarła do znajdującego się w Sali Wojny króla Pestilentiama III, nie mógł odpędzić od siebie jednej natrętnej myśli: taką samą magię, choć o zielonym kolorze, ma w swojej kieszeni i wraz z kwietnym wiankiem, wciąż leżącym na parapecie w jego komnacie, oraz tą całą gamą zanikających wspomnień, stanowią jedyne dowody na to, że Tilia w ogóle kiedykolwiek istniała. Zresztą, to właśnie świetlik mógł go doprowadzić do niej – kula zawsze dążyła do tego, by wrócić do swego stwórcy. Gdyby tylko przekroczył próg dawnej granicy z Królestwem Terratura i wypuścił ją z dłoni, magia popłynęłaby w powietrzu w stronę właścicielki.

Zielony Kaptur. Tom I [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now