Rozdział 3

9 1 0
                                    

Marisa Pov

Zgodzenie się na współpracę z Bennetem to szansa na wolność, niewielka, ale większa niż żadna. Jednak to chyba błąd. Moja psychika jest krucha, a do tego całkowicie popękana przez sprawę moich rodziców oraz odsiadkę. Leal twierdzi, że teraz powinnam wziąć odwet. "Filozof" uważa, iż dłużej tu nie przetrwam, nie pasuję do tego miejsca i w tym się z nią zgadzam. Lecz muszę egzystować w zakładzie karnym, umierając od środka. Czy przywyknę ponownie do wolności, o ile w ogóle uda mi się stąd wyjść? Muszę spróbować zawalczyć, ten ostatni raz. Teraz, gdy nawet spokojnie nie mogę doczekać starości, a także końca swoich dni w więzieniu, nie mam wyboru. Dziecinne mrzonki o tym, że jestem tutaj sama, bez dosięgającego mnie wzroku "Crossa", w zeszłym tygodniu zderzyły się z rzeczywistością. Chcę spróbować, wykorzystać resztki sił woli, jaką posiadam, lecz dzisiejsze spotkanie z Bennetem nie ułatwia mi sprawy. Mam nadzieję, iż wytrzymam do końca i kolejna wizyta nie będzie już tak bolesna.

— Rozpoznaje pani to zdjęcie? — Podsuwa mi niewielką fotografię.

Znajduję się na nim ja, stojąca w towarzystwie Mike'a oraz Aileen, przyglądając pewnemu blondynowi, który wymierza cios drugiemu mężczyźnie. Nie tylko po ubraniach oraz sytuacji można rozpoznać, kiedy je zrobiono. Jeden jedyny raz byłam z nimi na wyścigach, w dniu śmierci starszego z braci Hemmingsów. Przez moją głowę przewijają się obrazy z tamtej tragicznej chwili. Strach, jaki mi towarzyszył był nie do opisania, a jest to tym bardziej bolesne, bo martwiłam się wtedy o Luke'a. Faceta, który mnie oszukał, choć stał mi się bliski. Odrywam wzrok od zdjęcia, zniesmaczona.

— Jeden z dowodów, jaki przedstawiono przed sądem, żeby mnie udupić. Po co znowu muszę to oglądać? Jaki w tym sens? — Nie rozumiem intencji adwokata.

— Ponownie oswajam panią z tą sprawą, w końcu ona powróci. Musisz udowodnić przed sądem, że naprawdę, nie jesteś niebezpieczna i można wypuścić cię na wolność. — Przysuwa kolejne fotografie. — A te?

Następne zdjęcia przedstawiają dobrze mi znaną broń palną, a także rudowłosego chłopaka, leżącego niedaleko wraku srebrnego, sportowego wozu. Ma dziurę w głowie, lecz na jego twarzy wymalowane jest rozbawienie, zamiast strachu czy niedowierzania. Ostatnie słowa tego faceta odbijają się echem w mojej głowie, tak, jak dźwięk wystrzału tamtego feralnego dnia. I to moja wina, on nie żyje przez moją głupotę. Zdaję sobie z tego sprawę, lecz...

— Nie zrobiłam tego. Czytałeś zeznania, poza tym, ten, kto cię wynajął, na pewno wprowadził pana w temat. W końcu to on mnie wrobił. — Wlepiam w Benneta przeszywające spojrzenie, aby upewnić się, co do jego intencji. Muszę zyskać pewność, dla kogo pracuje. — Jesteś wrogiem czy przyjacielem?

— Kimś neutralnym. — Podsuwa następną fotkę w moją stronę, z kamiennym wyrazem twarzy. — Ja również mam nadzieję, że nasza współpraca przebiegnie szybko i sprawnie, a potem o sobie zapomnimy.

Jego odpowiedź nie jest satysfakcjonująca. Na twarzy adwokata maluje się nieopisany wyraz. Na pewno w pełni nie mogę mu zaufać, nikomu z resztą. Wiadomość, którą mi dostarczył, niezależnie czy jest autentyczna, czy nie, sugeruje, iż wie o wiele więcej. Autora nie widziałam od lat, a nasze ostatnie spotkanie było nerwowe i okoliczności nie zostały do końca wyjaśnione. Notatka napisana z przymusu czy z własnej woli? Muszę się o tym przekonać sama, w końcu prawnik nie jest skłonny wyjawić informacje, więc ja również będę powściągliwa. Udzielę mu tylko wzmianek związanych bezpośrednio ze sprawą, nic więcej.

Przenoszę wzrok z mężczyzny na kolorowy papier fotograficzny. Przedstawiona jest na nim młoda dziewczyna, której blond loki w niektórych miejscach sklejone są przez krew. Rozmazany makijaż wokół zastygłych z przerażenia, błękitnych oczu. Jej ciało zdobi czarna, elegancka sukienka, która gdzieniegdzie jest podarta. Blair. Tak bardzo mnie irytowała. Nienawidziłam gówniary, lecz nie zasłużyła na to, co ją spotkało. Nie tylko przyjaciele, ale moi wrogowie zostali wplątani w krwawą grę rodzeństwa Bailey. Ile jeszcze mam to znosić? Jak dużo makabrycznych zdjęć ma zamiar mi jeszcze pokazać? Nie potrzebuję już dalszego oswajania ze sprawą.

Koszmar [Poranione dusze. Tom II]Where stories live. Discover now