Rozdział 13

5 1 0
                                    

Od razu oblega go tłum ludzi, chcących się przywitać. Przeważa liczba kobiet, które prężą przed nim swoje w połowie odsłonięte tyłki. Liczą pewnie, że zwróci na nie uwagę — w końcu bogatego łosia trzeba gdzieś upolować.

Walker niemal biegnie, byle jak najszybciej znaleźć się przy naszym celu. Ciągnie mnie za sobą, lecz ledwo mogę za nim nadążyć. Rozumiem, iż chce go dorwać, ale Railey dopiero przyjechał, więc mało prawdopodobne, że zaraz się spakuje i odjedzie.

— Railey Hopkins? — Rzuca brunet, gdy udaje mu się przecisnąć przez wianuszek kobiet.

— Zależy, kto pyta. — Rozgląda się wokół, a kiedy jego wzrok napotyka na nas, uśmiecha się arogancko. — No proszę, kogo ja widzę. Macie jaja, że tak po prostu tu przychodzicie, trzeba wam przyznać.

— Może zobaczymy, który z nas ma większe na torze? — Bruce składa propozycję. — Jak wygram, wsadzisz sobie jeden ze swoich wyrobów w tyłek i odpalisz.

— Dowcipny z ciebie szczur. — Zanosi się głośnym rechotem. — A co ja będę z tego miał? Nie jesteś dla mnie żadnym wyzwaniem, więc o wygranej możesz tylko pomarzyć.

— Ciekawe, ostatnim razem to chyba ty musiałeś wąchać kurz, a potem wracać na lawecie? — Przypomina Railey'owi sytuację z jego nieudolnym śledzeniem nas.

— To nie był wyścig ty szujo! — Irytuje się, gdy widzi zaskoczone miny kobiet, które coś między sobą szeptają.

Walker trafia w czuły punkt tą uwagą. Railey musi uchodzić za niepokonanego, skoro tak się przejmuje przytykiem mojego towarzysza. Może też ma zbyt wygórowane mniemanie o sobie.

— Doprawdy? Jak przegrywasz to zawsze się wypierasz i szukasz wymówek? — Dołączam do rozmowy.

Jeżeli nasz cel faktycznie jest impulsywny, a także zadufany w sobie, to sprowokowany uniesie się honorem. Nie powiadomi "Crossa" o tym, że tu jesteśmy, tylko zechce sam odzyskać dowody, jeśli je zaoferuję.

— Gdybym ścigał się z wami na poważnie, jedyne, co byście widzieli to mój tylni zderzak. — Robi się coraz bardziej czerwony na twarzy.

— Poważnie? Dasz radę to udowodnić? — Walker krzyżuje ręce na piersi.

— Jeśli wygrasz, oddam wam wszystkie teczki. — Dodaję.

W oczach Hopkinsa dostrzegam błysk. Mężczyzna dostaje niepowtarzalną szansę, by zyskać nie tylko w oczach szefa, ale również uratować swoją reputację. Wszystkie te wymalowane laleczki mogą rozpowiedzieć o jego porażce albo uznać, iż kłamiemy, gdy zobaczą, jak nas pokonuje w wyścigu. Jego fura jest szybka, więc nie ma powodu, by się wahać.

— Wiesz, co robisz? — Walker chwyta mnie za ramię.

— Zaufaj mi. — Spoglądam mu w oczy. — Taka okazja może już się nie przytrafić. Nie zmarnuj jej.

— Skończyliście już naradę, gołąbeczki? — Wtrąca Railey. — Wchodzę w to. Leven, podaj im plan trasy.

Podchodzi do mnie na oko dwudziestopięcioletnia dziewczyna o długich, kręconych rudych włosach i zielonych oczach. Ma delikatne rysy twarzy, zgrabny nosek oraz drobne usta pomalowane czerwoną szminką. Tylko dzięki wysokim szpilką jest ode mnie wyższa. Przyodziana w czarną spódniczkę ledwo zakrywającą tyłek oraz krótki biały top, odsłaniający jej brzuch. Dzięki temu może się chwalić kolczykiem w pępku oraz tatuażem w kształcie skrzydeł na lędźwiach. Wręcza mi niewielkie urządzenie o metalicznym kolorze.

— Trasę wybrałem osobiście. Kto pierwszy zdoła tu wrócić, ten wygrywa. — Oznajmia Railey. — Niewiele się zmieniło odkąd zabrakło Jonathana, więc nie jesteście bardzo zacofani. Wciąż jeździmy z pilotami. Jakieś pytania czy wszystko jasne?

Koszmar [Poranione dusze. Tom II]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz