Rozdział 17

8 1 0
                                    

Zatrzymujemy się w znacznej odległości od nich, by nie zdradzić swojej obecności. Patrzymy, jak opuszczają pojazd, po czym idą do zaniedbanego, ogromnego budynku zbudowanego z cegły. Dach pokrywa ciemna blacha. Rozmawiają przez moment z mężczyzną przy wejściu, a w następnej chwili znikają za drzwiami.

— Ta rudera z daleka wygląda na opuszczoną. Gdyby nie koleś przy wejściu, nawet nie zwróciłabym uwagi na budynek.

— Nie mamy czasu na pogadanki o stanie budowli. W środku ci dwaj mogą już kogoś mordować. — Towarzysz w pośpiechu wysiada z auta.

Ruszam w ślad za nim. Trzaskam drzwiami i dobiegam do niego w chwili, gdy zagaduje do ochroniarza. Umięśniony zielonooki, krótko obstrzyżony blondyn z kilkudniowym zarostem zdobiącym twarz o surowym wyrazie, zagradza nam wejście.

— Widzę was po raz pierwszy, więc musicie pokazać mi swoje przepustki. To impreza tylko dla zaproszonych. — Oznajmia.

Spoglądam niepewnie na zirytowanego Parkera. Zdaje sobie sprawę, że pomachanie odznaką, gdyby ją jeszcze posiadał, nic tu nie da, a jedynie spłoszy przebywające w środku osoby. Nie wiemy, ilu ludzi tam jest, ani co odbywa się za drzwiami. Wiemy natomiast jedno — czas ucieka. Jeśli zaraz nie wejdziemy do środka to nie powstrzymamy tragedii.

Niespodziewanie Ethan przechodzi do ataku. Kopie strażnika w krocze, a gdy ten łapie się za obolałe miejsce, wymierza mu sprawny cios łokciem w tył głowy. Mężczyzna pada na ziemię nieprzytomny, a my wykorzystujemy szansę, by wejść do środka.

Moim oczom ukazują się dobrze oświetlone, betonowe schody. Ściany i sufit pokrywa czarna, miejscami łuszcząca się farba. Równy rząd zwisających lamp znika na niższej kondygnacji za korytarzem prowadzącym w prawo. Ludzkie wrzaski dobiegają z dołu.

Nie mając innego wyjścia, ruszamy przed siebie. Pokonujemy stopnie ostrożnie, gdyż nie wiemy, czego się spodziewać. Możliwe, że jest już za późno, a my natkniemy się na zwłoki lub krwawą jatkę.

Z każdym kolejnym krokiem zdenerwowanie rośnie. Serce łomocze mi w piersi, chcąc z niej uciec. Dźwięki stają się coraz wyraźniejsze. To jedynie wrzaski i jakieś inne, nieopisane odgłosy.

Gdy do pokonania zostają ostatnie stopnie, instynktownie przywieram plecami do ściany. Wstrzymuję oddech, kiedy Parker zbliża się do bijącego jasnym światłem wejścia. Wygląda przez nie, a po chwili przyciąga mnie za sobą. Oddycham z ulgą widząc tłum ludzi. Łatwo się w niego wmieszać.

Na przeciwległej do wejścia ścianie znajduje się bar z różnokolorowymi trunkami, za którym stoi troje ludzi — dwóch facetów i kobieta, szykujący drinki dla ludzi siedzących na krzesłach przed nimi. Przed barem mieści się kilka stolików. Wszystkie są okupowane przez rozemocjonowanych mężczyzn w różnym wieku. Między stołami lawirują skąpo ubrane kobiety, dolewające im piwa do kufli. Blat baru od prawej strony jest chyba przeznaczony na zakłady. Jakiś facet w średnim wieku przyjmuje tam pieniądze, gdy słyszy odpowiedź na zadane wcześniej pytanie "kogo obstawiasz, kolego?". W samym centrum pomieszczenia umiejscowiony jest ring ogrodzony siatką. Wokół niego zebrany jest spory tłum skandujących jedno imię gapiów. Cały czas słychać jedynie "Miranda".

Podchodzę bliżej. Rzucam okiem na walczące w klatce osoby. Postawny, piwnooki brunet w krótkich spodenkach mierzy się z drobną, niebieskooką blondyneczką. Przyodziana jest w luźne, granatowe dresy. Z twarzy wygląda na bardzo młodą. Szyderczy uśmieszek zdobi buzię dziewczęcia cały czas.

Jej przeciwnik wymierza serię ciosów gołymi pięściami, są szybkie niczym strzał z karabinu, a dziewczyna mimo wszystko zgrabnie ich unika. Twarz mężczyzny zalana jest krwią, a ona ma jedynie obdarte knykcie. Przeciwnik coraz bardziej opada z sił, jego ciosy zwalniają. Blondyneczka cierpliwie wyczekuje odpowiednich momentów, czyli luk w obronie rywala, by wyprowadzić celne uderzenia. Brunet się chwieje, ale nie zamierza łatwo rezygnować. Dalej próbuje wymierzyć cios dziewczynie, choć bezskutecznie. W końcu zostaje powalony jednym uderzeniem, gdy zabawa w unikanie nudzi blondynkę.

Koszmar [Poranione dusze. Tom II]Where stories live. Discover now