Rozdział 10

5 1 0
                                    

Z przerażeniem wpatruję się w ekran urządzenia. To wydaje się dla mnie czymś nierealnym. Miał się obudzić, wszystko nam wyjaśnić i pomóc w pogrążeniu swojego największego wroga. Chce tak po prostu zrezygnować? Nie pozwolę mu na to, zbyt wiele nas kosztowało odbicie go z brudnych łap "Crossa".

Wybiegam z pomieszczenia, jak poparzona, wzywając pomocy. Drę się na cały korytarz, pewnie budząc innych pacjentów, lecz nie dbam o to. Pierwszego medyka, który do mnie dobiega informuję, co się stało. Mężczyzna o blond włosach sięgających mu do ramion, błękitnych oczach oraz zmęczonym wyrazie twarzy, nagle się ożywia. Wzywa pielęgniarkę, którą wysyła po Jasona i pana Arnolda, a sam udaje się do sali, by ratować Luke'a. Oczywiście, nie pozwala mi wejść do pomieszczenia.

Nie wiem, ile czasu mija, lecz dość szybko zjawiają się pozostali dwaj lekarze w towarzystwie ekipy "Mroku". Wyglądają na bardzo wystraszonych. Chirurdzy dołączają do swego kolegi, natomiast my czekamy na rezultaty ich akcji reanimacyjnej pod drzwiami.

— Jak to się stało? — Aileen chwyta mnie za ramiona.

— Sama nie jestem do końca pewna. Chwilę przy nim posiedziałam, a potem przysnęłam. Obudził mnie dopiero ten straszny dźwięk kardiomonitora. — Strzepuję jej ręce. — W końcu Jason ostrzegał nas, że stan Luke'a wciąż jest ciężki.

— Spokojnie, za chwilę postawią go na nogi, muszą... — Dodaje Walker, aby trochę uspokoić przyjaciółkę.

— Niepoprawni z was optymiści. — Prycham. — Trzeba brać pod uwagę każdą ewentualność. Co, jeśli im się nie uda?

— Ty już dawno spisałaś go na straty, choć tak wiele dla ciebie zrobił... Wspaniały dowód wdzięczności, naprawdę! — Brunetka się oburza. — My wciąż w niego wierzymy.

— Wiara to czasem za mało. Poza tym, gdybyście o wszystkim wiedzieli, raczej nie bronilibyście go. — Nie mogę się powstrzymać od tej uwagi.

— To może nam opowiesz? Odkąd z nami jesteś wyskakujesz z samymi pretensjami do wszystkich wokół. Mam tego dość. — Hood aż robi się czerwona na twarzy ze złości.

— Dosyć! Kłótnie teraz w niczym nam nie pomogą. Niech każdy zachowa kąśliwe uwagi dla siebie i zamknie się choć na chwilę. — Ashton przerywa naszą wymianę zdań. — Jedziemy na tym samym wózku, więc przestańcie nawzajem obrzucać siebie błotem. Mamy współpracować, a nie oskarżać wzajemnie o dawne błędy. Kiedy to wszystko się skończy, każdy pójdzie w swoją stronę i nie będziecie się musieli dłużej oglądać.

Wzdycham ciężko. Ashton ma rację, nie pora teraz na wewnętrzne utarczki. Musimy rozprawić się z Mattem, a potem będziemy mogli robić, co się nam podoba. Muszę się ogarnąć i przemilczeć złośliwe komentarze. Mam do nich żal, że mnie zostawili, a Luke po prostu zniszczył mi życie, ale wciąż są mi bliscy. Chcę ich nienawidzić, jednak do końca nie potrafię. Przytyki są dobre dla dzieci, powinnam wreszcie przyjąć to do wiadomości i spróbować się jakoś z nimi dogadać, zamiast szukać zwady. W końcu wszyscy zostaliśmy ofiarami "Crossa", natomiast uratował nas jeden człowiek, który potrzebuje naszej pomocy. Jego metody nie przemawiają do mnie, wolę unikać niepotrzebnych poszkodowanych, jednak nie zawsze jest to możliwe. Poza tym, jego motyw... Może nas zgubić, jeśli moje przypuszczenia okażą się słuszne.

Przechadzam się po korytarzu, oczekując lekarzy. Nie odzywam się już ani słowem, pozostali także milczą. Wszyscy jesteśmy zmęczeni tą sytuacją oraz przedłużającą się walką medyków o życie Luke'a. Z niepokojem patrzymy na drzwi, żałując, że nie możemy teraz być przy nim. Gdy przeszkoda zostaje uchylona, wstrzymuję oddech. Jason podchodzi do nas, by przekazać wieści o stanie zdrowia swego pacjenta.

Koszmar [Poranione dusze. Tom II]Where stories live. Discover now