Rozdział 18

5 1 0
                                    

Cała droga do kryjówki niemiłosiernie mi się dłuży. Próbuję z telefonu Walkera dodzwonić się do pozostałych, ale z marnym skutkiem, co wywołuje we mnie coraz większy niepokój. Od Hemmingsa mogli nie chcieć odebrać, ale Parker oraz ja również jesteśmy ignorowani? Chcę wierzyć, iż to tylko głupi żart. Jednak nie jesteśmy już dziećmi, by bawić się w takie podchody...

Opuszczam pośpiesznie pojazd, gdy wjeżdżamy na posesję. Mijam samochód Aileen, który stoi zaparkowany nieopodal budynku. Nogi same prowadzą mnie w stronę drzwi z białego drewna. Otwieram je, a moim oczom ukazuje się ten sam widok — przedpokój z wieszakiem na kurtki. Niczego podejrzanego nie dostrzegam. Na haczykach wiszą te same ubrania, co przed naszym wyjazdem.

Od razu zmierzam w stronę schodów, prowadzących do piwnicy. Niemal zbiegam po stopniach, byle szybko znaleźć się na dole. Bez chwili wahania otwieram metalowe drzwi. Moim oczom ukazuje się dość nietypowy widok. Ashton siedzi na wózku, odwrócony do nas plecami, gdyż wpatruje się w postawiony przed sobą laptop. Po jego prawej stronie drzemkę najwyraźniej ucinają sobie Christian oraz Catia. Nawet nie podnoszą głów ze stołu, gdy wchodzimy do pomieszczenia. Natomiast z lewej strony mebla siedzą Aileen oraz Walker. Dziewczyna opiera głowę o jego ramię. Siedzą przy zgaszonych światłach. Niewielką jego ilość dostarcza wyświetlacz.

— Poważnie? Jechaliśmy tutaj jak szaleni, by okazało się, że robili sobie z nas jaja? — Zaciskam dłonie w pięści, zirytowana.

— Nie mogę włączyć światła. Chyba wywaliło korki. — Oświadcza Parker, przyciskając kilka razy włącznik.

Podchodzę bliżej Irwina, aż dostrzegam, co widnieje na ekranie urządzenia. Otwarta jest na nim biała karta z Worda, a na niej duży, czerwony napis "szach mat". Po chwili orientuję się, że nie jest to tekst wprowadzony do odpalonego programu, lecz narysowany na ekranie laptopa czerwoną substancją. Dotykam jej palcem, a wtedy wszystko staje się dla mnie oczywiste. To krew, jeszcze nie jest zaschnięta.

— Ashton! — Chwytam bruneta za ramię, po czym lekko nim potrząsam. — Co wy odwalacie?

Jednak nie doczekuję się żadnej odpowiedzi. To, co się dzieje, wystarcza zamiast słów. Głowa mężczyzny odchyla się do tyłu, zwisając ledwie na niewielkim kawałku skóry, który pozostaje wciąż przytwierdzony do tułowia. Cięcie musiało być tak silne, nie wiem, czym dokładnie zadane, że niemal oderwało mu całą głowę. Rana nie jest szarpana, wręcz przeciwnie, idealnie gładka.

Odsuwam się z krzykiem, wskazując ręką na martwego towarzysza, by pozostali zwrócili na niego uwagę. Łzy napływają mi do oczu, a serce niemal skacze do gardła. Nie jestem w stanie wypowiedzieć nawet słowa. Odsuwam się jak najdalej od ciała, aż moje plecy napotykają ścianę. Jestem w stanie tylko przyglądać się, co robi Parker wraz z Hemmingsem i Meyerem. Sprawdzają funkcje życiowe u pozostałych. Kręcą do siebie porozumiewawczo głowami.

— Nikt nie przeżył. — Oświadcza Parker.

— To jakaś pomyłka... — Prawda wciąż do mnie nie dociera. Nie chce przedrzeć się przez uszy, aż do najgłębszych zakamarków mojego mózgu. — To jakieś kukły, mówię wam! Ktoś musiał je podstawić, żeby nas nastraszyć! A może sami to zrobili, żartują sobie z nas. — Łapię się za głowę. — Tak, to ma sens... Wyłaźcie, przejrzałam was! Świetny dowcip, naprawdę!

— Turner, wystarczy... Oni naprawdę... — Hemmings podchodzi do mnie. Wyciąga rękę, którą zamierza położyć na mym ramieniu.

— Precz z łapami! — Odtrącam jego dłoń. — Oni nie mogą... — Jednak nie jestem w stanie dokończyć zdania, które więźnie mi w gardle.

Osuwam się na podłogę, a z moich ust wydobywa się jedynie szloch. Ukrywam twarz w dłoniach, nie mając zamiaru widzieć niczego więcej. Nie chcę takiej prawdy, nie akceptuję jej! Oni nie mogą umrzeć, nie pozwalam im. Wciąż są jeszcze młodzi, tyle życia przed nimi. Wszystko ma im zostać odebrane w jednej chwili? Dlaczego... Czyżby to moja wina? Zostawiłam ich tu samych myśląc, iż są bezpieczni. Myliłam się, a ta pomyłka kosztowała życie moich przyjaciół. Skąd jednak mogłam wiedzieć, że zostaną tu odnalezieni. Właściwie, w jaki sposób Matt ich namierzył?

Koszmar [Poranione dusze. Tom II]Kde žijí příběhy. Začni objevovat