Rozdział 6

9 2 0
                                    

Dość długie, brązowe loki, przeplatane czerwoną bandaną z białymi wzorkami. Przenikliwe spojrzenie brązowych oczu. Okropnie blady, jakby od dawna nie widział słońca. Ubrany w jeansy, białą koszulkę na ramiączkach oraz znoszone, czarne trampki. Jego wzrost raczej się nie zmienił, choć ciężko to faktycznie ocenić, gdyż mężczyzna porusza się na wózku inwalidzkim, którego koła niemiłosiernie skrzypią.

— Ashton, jakim cudem? — Przecieram oczy, by upewnić się, że zmysł wzroku nie płata mi figla.

Kręcę przecząco głową. To sen, na pewno. Próbuję kilkukrotnie metody z uszczypnięciem, żeby się przebudzić, lecz to nie działa. Ostatni raz widziałam go przy bójce przed cmentarzem w Euri Creek. Po wypadku już ani razu się nie spotkaliśmy. Jego stan się nie poprawiał, był w śpiączce, a kolejne dni nie przynosiły dobrych wieści. Kiedy on się wybudził?

— Miałem farta, opatrzność nade mną czuwała lub współczesna medycyna znalazła jakiś sposób. Tego nie wiem, ale zagłębianie się w tę kwestię nie ma sensu. — Wzrusza ramionami.

— A co z pozostałymi? Gdzie moi przyjaciele, Aileen i... Luke? O co tu chodzi?

— Powoli. — Kolejny głos dołącza do konwersacji. Na pewno nie należy on do adwokata. Też skądś go kojarzę.

— Świetnie, ktoś jeszcze tu jest. Może łaskawie wyjdzie z ukrycia, przecież go nie zjem.

Na reakcję nie muszę długo czekać. Za Ashtonem dostrzegam ludzką sylwetkę, która z każdym kolejnym krokiem staje się coraz wyraźniejsza. Ciemna karnacja, brązowe oczy, pozbawiony czupryny, a także zarostu, przyodziany w koszulkę polo, jeansy oraz czarne półbuty. Poza "Crossem", najwyraźniej jeszcze jednej osobie bardzo zależało na moim wyjściu, choć obawiałam się mu zaufać. Najwyraźniej nie odpuścił mojej sprawy po pierwszej rozmowie.

— Parker, mogłam się domyślić, że to twoja sprawka. Nie poddajesz się, co? — Prycham.

— Mówiłem, iż dam radę cię wyciągnąć. Teraz możemy pogrążyć tego skurczybyka, tak długo na to czekałem.

— Chwila, nie powiedziałam, że ci pomogę. — Chciałam go odnaleźć, żeby ewentualnie przekazać mu dowody, jeśli okaże się godny zaufania i posiada duże wpływy, aby dobrze zdobytą wiedzę wykorzystać. — Jaką mam gwarancję, iż można ci zaufać?

Na twarzy mężczyzny pojawia się szeroki uśmiech. Zapewne spodziewał się tego pytania i oby dobrze się do niego przygotował.

— Taką. — Pstryka palcami.

Obok niego, z ciemności zaczynają wyłaniać się kolejne sylwetki. Krótko przystrzyżony blondyn, z lekkim uśmiechem wymalowanym na gładko ogolonej twarzy. Przygląda mi się uważnie, błękitnymi tęczówkami. Ubrany jest w czarne spodnie od garnituru, białą koszulę i lakierowane półbuty.

Zaraz przy nim stoi kobieta z rudymi lokami, sięgającymi jej do ramion. Czas był dla niej łaskawy, gdyż nie dostrzegam na jej twarzy ani jednej zmarszczki. W kącikach piwnych oczu dziewczyny zbierają się łzy. Ubrana jest w biały, elegancki kombinezon oraz posrebrzane buty na lekkim koturnie.

W niedalekiej odległości stoi para trzymająca się za ręce. Mężczyzna ma krótko przystrzyżone, brązowe włosy, kilkudniowy zarost, a także zmarszczki na czole. Przyodziany jest w spodnie z czarnego jeansu, czerwone buty sportowe oraz tego samego koloru koszulkę. Kobieta również jest brunetką o piwnych oczach, jak jej partner, lecz pozbawioną jakichkolwiek zmarszczek. W skład jej ubioru wchodzą białe szorty, niebieska koszulka z nadrukiem oraz obuwie sportowe w tym samym odcieniu.

Zakrywam usta dłońmi, po czym padam na kolana. Przyglądam się tym widmom, jakby nie wierząc, że naprawdę tu są... Do tego żywi! Ashton sam jest najlepszym dowodem, że niemożliwe właśnie staje się możliwe, a do mnie wciąż to nie dociera. Jedna odpowiedź na nurtujące od lat pytanie udzielona, lecz mnoży ona więcej pytań. Mogę ten dzień nazwać już najszczęśliwszym czy raczej najgorszym w moim życiu? To znowu powraca...

Koszmar [Poranione dusze. Tom II]Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora