Rozdział 17 - Niech go zlikwiduje

126 13 0
                                    

Anna

Trzy dni później

Poprzednie dni spędziliśmy z Cichym bardzo spokojnie i głównie we dwoje, będąc zwykle razem.

Tak razem razem.

Bo Cichy nie odstępował mnie na krok.

Co oznaczało, że na przykład wczoraj wstaliśmy razem, wzięliśmy razem prysznic, zrobiliśmy i zjedliśmy razem na śniadanie jajka w koszulkach na hash browns, posprzątaliśmy razem kuchnię i wróciliśmy do sypialni, żeby tam też razem posprzątać.

Oczywiście to miało w większości swoje plusy, a tylko jeden minus.

Minusem było to, jak dużo wszystko zajmowało nam czasu, bo przy okazji, no i właśnie to był plus, obejmowaliśmy się, całowaliśmy, kochaliśmy się i pieprzyliśmy w różnych miejscach, pozycjach i na rozmaitych powierzchniach.

Oczywiście, nie spieszyło nam się.

Mieliśmy dla siebie cały dzień.

Ale, zanim minęło południe, nasza sypialnia wciąż nie była sprzątnięta, za to ja miałam cztery orgazmy, a Cichy dwa.

Wspaniałe.

Nadal wydawało mi się, że oboje tym razem robiliśmy to jednak trochę ze strachu i z desperacyjnego szukania bliskości.

Rozumiałam to, ale potrzebowałam zmiany.

Musieliśmy zacząć po prostu żyć.

Normalnie.

Więc, kiedy wyszliśmy w końcu z sypialni, a właściwie ja wyszłam pierwsza, udając się do kuchni, by przygotować lunch, kiedy Cichy kończył ścielić łóżko, postanowiłam nas zająć trochę bardziej zwykłymi, codziennymi sprawami.

Zrobiłam to w najprostszy ze znanych mi sposobów, przez domowe zajęcia.

Na lunch zaczęłam szykować nieco pracochłonne ślimaki cynamonowe, które Cichy bardzo lubił, ale trzeba ich było zrobić od razu całą blachę, więc podejrzewałam, że Cichy zareaguje na to, że było ich za dużo dla nas dwojga.

Oboje nie lubiliśmy marnować jedzenia.

Tak się stało, kiedy dołączył do mnie w kuchni, a ja już je układałam na blasze do pieczenia.

Popatrzył na to przez chwilę w milczeniu.

- Wybierasz się do kogoś w odwiedziny, czy zaprosiłaś kogoś do nas? - zapytał potem, ale jego głos był zabójczo spokojny.

Wręcz niebezpiecznie.

A całe ciało miał napięte.

O, Matko!

Podniecało mnie to.

Jak to było możliwe?

Ale... musiałam wyjaśnić.

- Nie - przyznałam - ale może moglibyśmy gdzieś się z kimś spotkać... wiesz, po prostu żyć. Tak normalnie.

- Skarbie... - mruknął Filip, a ja patrzyłam, jak nagle odpłynęła z niego złość, którą chyba zaczął czuć na ślad myśli o tym, że mogłabym bezmyślnie chcieć narazić na niebezpieczeństwo siebie, albo którąś z moich przyjaciółek.

Chyba dotarło do niego, że nigdy nikogo nie naraziłabym na niebezpieczeństwo, a zwłaszcza nie moje przyjaciółki.

Raczej sama siebie odsunęłabym gdzieś na ubocze, ale to teraz też nie wchodziło w grę, skoro wiedziałam, ile to znaczyło dla niego.

Alba - Nie pozwól mi odejść [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz