Rozdział 4

504 44 25
                                    

Kasamia trzymała się z tyłu grupy, w przeciwieństwie do Lukasa, który choć nie znał drogi, objął prowadzenie i gdyby tylko mógł zapewne pobiegłby tam, gdzie miały odbywać się treningi.

Naukowczynie nie komentowali ich zachowania, pilnowały jedynie żeby się nie zgubili. Winogrono i ta nowa, były wyjątkowo pochłonięte własnymi myślami i zdawały się działać na swego rodzaju autopilocie.

Jej żołądek z kolei zataczał nerwowe salta, a słowa matki wciąż odbijały się echem w jej głowie. Co takiego zamierzali naukowcy, że zdenerwowali ich matkę? Przecież nie wyobraziła sobie zapachu strachu, który wyczuła od niej w tamtym momencie.

Miała złe przeczucia.

W tym momencie czerwonowłosa oprzytomniała i przejęła prowadzenie. Po drodze mijali mnóstwo pojedynczych, metalowych drzwi, podobnych do tych od ich sali i wyczuli mnóstwo obcych zapachów, prawdopodobnie należących do innych mutantów. Mimo że czuła ich obecność oraz obecność naukowców, wszędzie wokół panowała cisza, jakby cały świat wstrzymał oddech. Jedynym słyszalnym dźwiękiem było echo ich kroków, kiedy prowadzono ich w stronę jedynych podwójnych drzwi na samym końcu korytarza.

Kiedy czerwonowłosa otworzyła drzwi, Lukas niemalże wbiegł do środka, za nim powoli weszła Winogrono, a Kasamia została sam na sam z obcą naukowczynią. Jej nogi odmówiły posłuszeństwa i to nie tylko ze strachu przed nieznanym. Kiedy tylko drzwi się otwarły mogła poczuć ile nowych zapachów było wewnątrz. Wyczuwała co najmniej dziesiątkę mutantów, a przecież w życiu nie spotkała nikogo poza swoją rodziną. Była w szoku i nie wiedziała, jak się zachować.

W końcu nikt jej nie uprzedził.

Właściwie do dzisiaj była całkowicie przekonana, że nie spotka innych mutantów, dopóki naukowcy nie zdecydują się wypuścić ich do walki.

Czerwonowłosa burknęła coś pod nosem i wyraźnie znudzona czekaniem, po prostu pchnęła ją do środka.

Kasamia upadła na kolana i zamarła w połowie ruchu, kiedy dostrzegła pozostałych. Nie pomyliła się, rzeczywiście było ich tu mnóstwo i to w większości starszych od niej. Wszyscy stali w milczeniu, wzdłuż namalowanej białej linii, która ciągnęła się do końca sali. W okolicy widziała również pięciu naukowców nadzorujących i jeszcze dwóch, siedzących w małym pomieszczeniu za przeźroczystą ścianą.

Podniosła się szybko i podbiegła do Lukasa, który nadal stał przed wejściem i przyglądał się pozostałym. Jego entuzjazm wyraźnie osłabł i wydawał się zdezorientowany. Schowała się za jego plecami, nieufnie spoglądając na scenę przed sobą.

- Nie podoba mi się to - skomentowała. - Tyle tu naukowców i mutantów... Dlaczego wszyscy są tacy... skamieniali? I czy- czy mi się wydaję, czy czuję krew? - spięła się, a następnie skuliła, kiedy wciągnęła powietrze i wyczuła metaliczny posmak na języku.

- Nie popadaj w paranoję! - powiedział z zaciśniętymi zębami. - To pewnie tylko dyscyplina i te sprawy... - westchnął i obrócił się, żeby oprzeć dłoń na jej ramieniu. - Będzie dobre - jego głos złagodniał.

- Nadal mi się to nie podoba - skrzyżowała ramiona i spojrzała nieufnie na dwie naukowczynie, które je tutaj przyprowadziły.

Czerwonowłosa, którą właśnie w tym momencie postanowiła nazwać Zrzęda, przechwyciła jej spojrzenie i zmrużyła oczy:

- Skoro skończyliście już plotkować, może ustawicie się w rzędzie?

- Ale my nie wiemy, co mamy robić. To nasz pierwszy raz tutaj - przypomniała, mając nadzieję, że ta rozwieję jej lęki.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz