Rozdział 27

211 33 7
                                    

- Ilu ich jest? – Lukas przesłuchiwał więźnia.

Gerwas odwrócił wzrok, odmawiając dalszej współpracy:

- Dość wam powiedziałem – oznajmił chłodno. – Jesteśmy kwita.

- Będziemy, kiedy ja tak powiem! – chłopak był na granicy wytrzymałości i Burza wcale mu się nie dziwiła. Nigdy nie widziała go, aż tak zranionego, jak wtedy, gdy Kasamia się go wyrzekła. Nawet nie potrafiła sobie wyobrazić, jak musiały boleć takie słowa. – A teraz, gadaj!

- Spokojnie, stary, nie zniżajmy się do jego poziomu – Ester próbował go uspokoić, choć sam wyglądał na zniechęconego i na skraju wytrzymałości. – Nie wypuścimy cię, dopóki nie powiesz nam WSZYSTKIEGO co wiesz – powiedział do więźnia, więc sobie i nam oszczędź czasu i po prostu to zrób.

Gerwas wahał się jeszcze przez kilka, ciągnących się w nieskończoność minut. Później jednak wyraźnie zdał sobie sprawę ze swojej beznadziejnej sytuacji i zaczął mówić:

- Przez ostatnie pół roku odkryliśmy trzech. Mogę już iść?

- Możesz wyjść w każdej chwili – oznajmiła stanowczo, wtedy więzień wstał. Mutanci zastawili mu drogę. – Ale jeśli chcesz naszej eskorty, musisz odpowiedzieć jeszcze na parę pytań.

- Czego jeszcze chcecie?! Mam podać wam ich adres, żebyście mogli ich znaleźć, porwać, albo zabić?! Mowy nie ma! Poza tym i tak bym nie mógł. Ich tożsamości są ściśle strzeżoną tajemnicą i nawet mnie nie została ona powierzona.

- Dlaczego polujecie na moją siostrę? – spojrzenie Lukasa było stanowcze, ale i groźne.

Lepiej uważaj, co na to odpowiesz – pomyślała ze współczuciem dla więźnia. Za każdym razem kiedy rozmawiali o Kasamii, ona (i nie tylko ona) czuła się, jakby stąpała po polu minowym.

- A dlaczego ona poluję na nas? – Gerwas obrócił pytanie, a Lukas odwrócił wzrok. Wszyscy wiedzieli, że nie potrafił odpowiedzieć. – Myślę, że ty sam, możesz odpowiedzieć na te swoje pytanie. Zresztą, o czym ja mówię? Jestem przekonany, że na naszym miejscu zrobiłbyś dokładnie to samo... chyba, że jesteś głupcem.

- Odszczekaj to! – syknęła bez namysłu. – Nie zapominaj z kim rozmawiasz, okaż szacunek – dodała szybko, starając się ukryć zakłopotanie.

Odkąd odkryła, że Lukas stał się jej punktem ochrony – co było do przewidzenia, skoro się w nim zakochała – musiała bardzo uważać na słowa i czyny, żeby tego przypadkiem nie ujawnić. Gdyby to zrobiła, byłoby to równoznaczne z tym, że dowiedziałby się o jej uczuciach do niego, a nie chciała mu przecież dokładać problemów.

- Okazuję wam taki szacunek na jaki zasługujecie. Żaden – splunął na nich, a Lukas stracił cierpliwość i go zaatakował.

Z pomocą Estera odciągnęła go, nim zdążył wyrządzić mu jakąś poważną krzywdę. Nawet jeśli na to zasłużył... to przecież nie był sposób rozwiązywania konfliktów.

- Nie warto – Ester szarpnął go za ramię.

- Możemy być lepsi od niego – spotkała jego spojrzenie, a on momentalnie się uspokoił. – Jeśli jest wredny to jego wada, nie nasza.

- Lepiej słuchaj się tej małej, dobrze gada – Gerwas otarł krew z rozciętego policzka. – Znajcie swoje miejsce, na samym dole; na dnie – zaśmiał się niesympatycznie. – I lepiej nie próbujcie podskakiwać, szczeniaki, bo was tak urządzimy, że rodzona matka was nie rozpozna. Znaczy, gdybyście je mieli... oczywiście.

- Hej! Moja mama żyję i ma się świetnie! – Ester był bliski śmiechu. – Nic o nas nie wiesz, prawda?

- Wiem wystarczająco – odparł więzień. – Tak samo jak wy wiecie, że nie macie z nami szans. Nie zapominajcie, że bez waszych mocy, jesteście bezwartościowi, a tak się składa, że my mamy coś, co was tych mocy pozbawia.

Brakujący ElementWhere stories live. Discover now