Rozdział 60

163 24 8
                                    

Chmury sunęły powoli po bardziej szarym, niż błękitnym niebie. Burza nie potrafiła oderwać od nich wzroku – zazdrościła im tego spokoju. Niestety najlżejszym określeniem, jakiego mogła użyć do opisania ich obecnej sytuacji był – chaos.

Łzy cisnęły jej się do oczu, a głowa opadała na boki ze zmęczenia. Ostatnie dni nie pozostawiały chwili wytchnienia, a zapowiadało się, że będzie tylko gorzej i gorzej. Lukas swoim „wycofaniem" nieumyślnie zrzucił na nią całość swoich zwykłych obowiązków, oraz wszystkie dodatkowe, związane z przygotowaniem do wypowiedzenia wojny. Podsumowując, miała dosyć, ...ale przecież ktoś musiał to zrobić.

Padła na plecy i korzystała z tej ulotnej chwili spokoju. A gdyby tak tylko na chwilę przymknęła powieki...

- Na magię Żywiołów! Burza, wyglądasz okropnie – nie musiała otwierać oczu. Kto jak kto, ale ten mutant miał akurat bardzo charakterystyczną barwę głosu.

- Dziękuję za twoją szczerość, Ester – wymamrotała. – Czy nie prosiłam cię przypadkiem, żebyś-

- Tak, ale Kipiti uparła się, że zrobi to za mnie – przysiadł obok niej. – Wiesz jaka ona jest.

- Kipiti? Ostatnio odmawiała zrobienia czegokolwiek – spojrzała na niego i również usiadła. Po tym jak wreszcie poznała kogoś, kto odwzajemniał jej miłość i z kim była szczęśliwa, dawna współlokatorka Burzy kompletnie się załamała. A wszystko dlatego, że po tygodniu przypadkiem odkryli swoje pokrewieństwo. – Jak ją namówiłeś?

- Oh, wiesz... jak zawsze; silna ręka, trochę siły... – zachichotał. – Nie, znasz mnie przecież. Nic nie zrobiłem. Po prostu przyszła do mnie i oznajmiła z taką zaciśniętą miną: „Daj mi to, ja to zrobię" i nie było dyskusji.

- Jak się trzyma? ...Chyba powinnam do niej zajrzeć, co?

- Na razie dałbym temu spokój. To wciąż drażliwy temat i w ogóle strasznie denerwuję się kiedy ktoś przychodzi z kondolencjami. Właściwie to wątpię, czy ona wciąż jeszcze wierzy w miłość... Wracając, już wcześniej chciałem cię zaczepić, ale... jakoś nie było okazji – uśmiechnął się do niej.

- Błagam cię, ja naprawę NIE SZUKAM CHŁOPAKA – jęknęła, chowając twarz w dłoniach. Ilu jeszcze?!

- Kiedy ja wcale tego nie sugeruję – odsunął się z rękami w górze, a następnie donośnie zaśmiał. – Ty naprawdę jesteś zmęczona, że takie rzeczy sugerujesz, co? Nie no, coś ty! Przyjaźnimy się. Poza tym, Lukas to mój najlepszy brat, choć... nawiasem mówiąc, ostatnio nie jest z nim za dobrze... ale wciąż, nie odbiłbym mu przecież dziewczyny!

- DZIEWCZYNY?! – prawie zachłysnęła się śliną. – My... nie... no wiesz! Nie jesteśmy razem. Jesteśmy przyjaciółmi.

- Ale że NADAL?! – teraz brzmiał, jak rozkapryszone dziecko w kolejce. – No ileż można?!

- Jestem aż tak oczywista, co? – westchnęła. Nie było innego wytłumaczenia. W końcu (przynajmniej z tego co pamiętała) nigdy nie mówiła mu, że podoba jej się Lukas. Pewnie Kipiti wygadała.

- Musicie coś z tym wreszcie zrobić! – przekonywał.

- Ester, to naprawdę nie jest dobry moment...

- No to kiedy ma być ten „dobry moment"?

- Znając moje zezowate szczęście, to nigdy – burknęła.

- Hej, Burza... – dotknął jej ramienia. – Od kiedy zrobiłaś się taka pesymistyczna? Wszystko w porządku?

- Nie! Właśnie, że nic nie jest w porządku! – wybuchnęła. – Pytasz czemu jestem taka pesymistyczna? No nie wiem, może temu, że nagle cały świat zawalił mi się na głowę?! – nie spała porządnie od trzech nocy, jak w takiej sytuacji miała być niby pozytywna?!

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz