Rozdział 62

144 21 22
                                    

Noc wciąż była jeszcze bardzo młoda, w gwoli ścisłości dochodziła 20:00 i być może trochę za wcześnie się ucieszyła, że ma już ten dzisiejszy dzień za sobą. Wychodząc z biura Hermana, Kasamia nie miała żadnych planów, więc z góry zakładała, że po prostu położy się i spróbuję spać. Pewnie i tak nie zaśnie, ale przynajmniej nie będzie musiała pracować.

- Zagubiona owieczka wróciła? – usłyszała za sobą szyderczy głos. Próbowała zignorować agentkę, ale ta złapała ją za ramię i potrząsła: – No dzień dobry, nawet się nie przywitasz?

- Daj mi spokój, Asha – strząsnęła jej dłoń. – Jestem zmęczona – skłamała.

- Doprawdy? W takim razie mam nadzieję, że cały dzień segregowałaś odpadki, albo oczyszczałaś ścieki. W zasadzie, to właśnie powinnaś robić. Śmieci trzyma się ze śmieciami, a nie na półce z trofeami, ma się rozumieć.

- Zatem... co TY tutaj robisz? – rzuciła niewinnie. – Z tego co wiem, twoja śmieciarka odjechała 20 minut temu.

- Ach tak! – uniosła się dumą. – Zaczekaj tylko, aż doniosę na ciebie Hermanowi, ty-

- To ty mnie sprowokowałaś. Poza tym, nawet cię nie dotknęłam – opuszką palca pacnęła ją w róg marynarki – ...do teraz.

- Nie chcesz mojej nienawiści – Asha zagotowała się na twarzy.

- Zdaję się, że nienawidzisz mnie od pierwszego dnia. Nie, żeby bez wzajemności.

- Tak i gdyby nie Herman i to całe: „dobro ogółu" już dawno doniosłabym na ciebie wujkowi. Pomyśl tylko co zrobiłby ci prezydent, gdyby tylko wiedział... tak, więc lepiej bądź grzeczna, piesku.

- Skończyłaś?

- Nie – Asha sięgnęła po telefon i coś w nim odczytała. – Nasza droga pani Miecia musiała się dzisiaj wcześniej zwolnić, więc masz iść wynieść śmieci.

Gdyby na szali nie było życie jej ukochanej córeczki nie miała by skrupułów, żeby przerzucić tę zarozumiałą dziewuchę przez ramię i wynieś na śmietnik. Cóż, przynajmniej miała wymówkę, żeby z nią więcej nie rozmawiać. Wyminęła Ashę i poszła do kuchni po worek, aby następnie zarzucić go sobie na plecy i iść na długi obchód po wszystkich pomieszczeniach. Do tej pory większość agentów skończyła już swoje zmiany, a w bazie byli tylko nieliczni. Nie ukrywała, że to znacząco ułatwiło jej pracę; to i jeszcze, że nie było aż tylu śmieci. To co uzbierała było ledwie jedną-czwartą dziennej normy. Prawdopodobnie Asha oszukała ją, bo zwyczajnie miała taki kaprys. W każdym razie i tak wyniosła to na śmietnik.

Na dworze było naprawdę chłodno, liście zmieniały kolor i powoli spadały z (nielicznych) drzew. Już niedługo ciężko będzie wyjść gdziekolwiek bez kurtki, a bez zwierzęcych supermocy, zima na pewno będzie gorsza niż zazwyczaj.

Nikła szansa, ale może do tego czasu, to wszystko się skończy.

Rozmyślania Kasamii zostały brutalnie przerwane przez pisk opon i rozemocjonowane krzyki młodzieży. Zazwyczaj niewiele osób opuszczało mieszkania po zachodzie słońca, ale cóż... była pełnia księżyca.

- No właśnie, księżyca – mruknęła do siebie. – Wciąż mi nie powiedział, co ja mam w ogóle robić w tej przepowiedni. No bo co? Pstryknę palcami i świat się skończy? – pstryknęła dla testu, ale oczywiście nic się nie stało. – Może wystarczy, że tutaj będę?

Brakujący ElementDonde viven las historias. Descúbrelo ahora