Rozdział 63

117 21 21
                                    

Słońce wzeszło właśnie na horyzoncie, a jego czerwona poświata odbijała się od strumieni, rzek, jezior, a nawet i trochę od połaci wodospadu. Przed nimi rozciągało się średniej wysokości pasmo górskie, a widok, który je otaczał był po prostu bajeczny, aczkolwiek... to nie tego szukały.

- Jest mniej więcej szósta/siódma rano. Według tego co mówiłaś mi wczoraj, od dwóch godzin powinnyśmy być w Nice, więc... co to jest?! – cierpliwość Burzy była na wyczerpaniu. Wszystko wokół wskazywało na to, że Kipiti znowu ją okłamała.

- Ja... nie wiem... byłam pewna, że lecimy w dobrą stronę!

- Świetnie. Masz w ogóle pojęcie gdzie jesteśmy? Poza tym, że na terytorium Dympirów? – skrzydła piekły ją od wielogodzinnego wysiłku, ale robienie postoju w takim miejscu, w dodatku następnego dnia po pełni, to czyste samobójstwo.

- Nie wiem... – powtórzyła.

- Oczywiście, że nie – pokręciła głową, bezskutecznie starając się na nią nie złościć. – Pamiętasz chociaż, którędy wrócić?

- Tak! – ożywiła się, ale po sekundzie jej entuzjazm oklapł. – No... chyba tak, jak tu przyleciałyśmy, ale... od tyłu, tak?

- Kipiti, wpędzisz mnie kiedyś do grobu – jęknęła. – Co za szczęście, że przynajmniej ja zapamiętałam drogę. Wiedziałam, że nie można ci ufać.

Warga mutantki zaczęła się dynamicznie poruszać, a chwilę później blondynka wybuchła takim płaczem, że zapewne słychać ją było w Kotlinie, jak i nie w samej Nice. Burzę dotknęły wyrzuty sumienia:

- Przepraszam, proszę uspokój się, nie chciałam-

- Nie przepraszaj! To ja powinnam przeprosić ciebie – szlochała. – Jestem taka okropna! Powinnam ci od razu powiedzieć, że nie wiem, gdzie to jest, a-ale wydawało mi się... m-myślałam, że znajdę to i tak! Przepraszam! Tak strasznie cię przepraszam! Jestem najgorszą osobą na świecie!

- Nie jesteś, posłuchaj-

- Jestem! Jedyne co potrafię, to kłamać!

Trudno się nie zgodzić... Nie, Burza, odłóż wszystkie dawne urazy na bok. Na litość, ile razy mam ci jeszcze powtarzać, że nie jesteś wystarczająco wyrozumiała?! – ochrzanił ją cichutki głosik w głowie.

- Nie jesteś najgorsza, nie jesteś, bo... przecież nie okłamałaś mnie, bo chciałaś mnie skrzywdzić. Powiedz proszę, dlaczego to zrobiłaś?

Kipiti trochę się uspokoiła i teraz już tylko głośno pociągała nosem, przecierając popuchnięte od płaczu oczy:

- Nie wiem... ja... myślałam, że jeśli cię zaprowadzę do Niki, to może mnie wtedy polubisz – Burza otworzyła usta – ...i nie próbuj zaprzeczać! – zamknęła je z powrotem. – Wiem, że ciągle powtarzasz, że mi wybaczyłaś, ale... a-ale ja ciągle czuję od ciebie... jakąś taką n-niechęć do mnie i... i nie chcę tego czuć. Jesteś dla mnie, jak siostra i w pewnym sensie... nawet nią jesteś. Obie jesteśmy przecież z genotypu 0A.

- Kipiti- – ziemia nagle się zatrzęsła, a ciemne-dymne głowy zaczęły wyłaniać się na powierzchnię z towarzyszącym temu, przeraźliwym wrzaskiem, przypominającym pisk tysiąca nietoperzy. – Lecimy stąd, teraz!

- Spokojnie, przecież nie dosięgną nas, kiedy jesteśmy nad ziemią.

- Nie zamierzam tego sprawdzać, po prostu stąd lećmy! – nie czekając na dawną współlokatorkę objęła prowadzenie, ale po kilku metrach i tak obejrzała się, żeby sprawdzić jej pozycję. Momentalnie zmroziło ją na miejscu. Jedynym poruszającym się elementem jej ciała były teraz skrzydła i płuca. Kipiti nic się nie stało, a nawet dotrzymywała jej tempa. Za to widok, który rozciągał się za nią, był prawie idealną kopią ilustracji pochodzącej z jej ulubionej książki. Historii o Żywiołach.

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz