Rozdział 103

57 15 8
                                    

Paradoks zabrał z bagażnika papierową torbę, a potem zawrócił i poprowadził w kierunku centrum. Kasamia nienawidziła każdej chwili, którą kiedykolwiek tam spędziła. Tłumy ludzi, ruchliwe ulice i hałas. Miała nadzieję, że wkrótce zejdą z tej ścieżki i obiorą inną.

- Księżyc, spójrz – Paradoks nagle zwrócił jej uwagę, wskazując przystanek. Autobus już odjeżdżał, ale zatrzymał się, widząc pędzącą w jego stronę kobietę z wózkiem. – Jakbyś to nazywała?

- Ale że co?

- To. Miło z jego strony, nie sądzisz?

- Miło? Wykonał tylko swój pieprzony obowiązek – pytająco ściągnęła brwi. – Jeśli próbujesz przekonać mnie do zmiany zdania, tracisz jedynie czas. Nie lubiłam, nie lubię i nie polubię ludzi, pogódź się z tym.

- Warto było spróbować – pogodnie wzruszył ramionami. Nie mogła też nie zauważyć, że uśmiechał się do każdego mijanego przechodnia.

Studiowała jego twarz wystarczająco długo, by móc jednoznacznie stwierdzić, że uśmiech, którym obdarzał obcych, różnił się od tego, którym obdarzał ją. Do przechodniów uśmiechał się samymi ustami, do niej całą twarzą.

Paradoks przechwycił jej spojrzenie, a więc speszona odwróciła wzrok. Nie tylko nie powinna, ale nie chciała się zakochiwać. W swojej wizji idealnej przyszłości do niedawna widywała tylko siebie i Arię, i tak powinno pozostać. Mama opowiadała jej kiedyś o przysłowiowych motylach, ale wtedy jeszcze nie spodziewała się, że kiedy sama poczuła te magiczne mrowienie w żołądku, będzie marzyła jedynie o tym, by mieć packę.

- Ty i Miecia dobrze się znacie? – wyrwał ją z zamyślenia.

- Trochę, czemu pytasz?

- Widzisz tę piekarnię? – nakierował jej spojrzenie na lokal, zajmujący pierwsze piętro wysokiego wieżowca. – Tam pracuję jej najlepsza przyjaciółka, Janina.

- A mnie to mówisz, ponieważ...?

- Pod koniec dnia cały niesprzedany towar zawożą do Ośrodka Dobrowolnej Pomocy, w skrócie ODP. Mają też taką akcję, zresztą chyba sama widzisz, co tam jest napisane. – „Dla każdego ucznia darmowa bułka przed szkołą". – A tam, zaraz obok można oddać ubrania z których się już wyrosło, albo których się już zwyczajnie nie nosi, a oni przekażą je tym najbardziej potrzebującym. Tam właśnie idziemy – potrząsnął papierową torbą. – Chodźmy.

- Czekaj, czyli wlekłeś mnie taki kawał tylko po to, żeby oddać ciuchy? – w głosie miała więcej niedowierzania, niż złości.

- Nie, to tylko przystanek.

Powitała ich młoda, energiczna blondynka i odebrała od Paradoksa pakunek, entuzjastycznie dziękując za pomoc w imieniu jakiś tam organizacji, a na koniec wręczając ulotki. Pierwsza zachęcała do udziału w wolontariacie, druga opowiadała o korzyściach wpłacania darowizn, a trzecia informowała o zbiórce żywności.

- Widzę do czego to zmierza i nie podoba mi się to – ogłosiła, kiedy zostawili za sobą tamten lokal. – Przestań próbować mnie zmienić.

- Nie próbuję cię zmienić, tylko otworzyć ci oczy.

- Znajdźmy jakieś ustronne miejsce, żebym mogła cię udusić.

- Nie zrobiłabyś tego – powiedział ze zbyt wielkim przekonaniem. – Posłuchaj, domyślam się, że nie miałaś szczęścia trafić w życiu na wielu dobrych ludzi, ale nie przekreślaj z tego powodu wszystkich.

- Fajnie, że z nas dwóch, ty akurat miałeś szczęście – burknęła. – To powiesz mi, dlaczego przefarbowałeś włosy? – zmieniła temat. – SOON ci kazało?

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 5 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Brakujący ElementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz