Kiedy Burza wylądowała na szczycie góry, przed wąskim wejściem do jaskini Kasamii, poważnie się zawahała.
Czy mogła się jeszcze wycofać? Chyba głupio było stawać „twarzą w twarz" z miejscowym postrachem i to w dodatku samotnie. Zwłaszcza, że odkąd postanowiła to zrobić, cały wszechświat wydawał się być przeciwko niej:
Pod jej stopami, jakby znikąd wyrastały skały i gałęzie, o które bez przerwy się potykała – mimo że wcale nie była niezdarna.
Ul rozbił się u jej stóp, a rozsierdzone pszczoły niemal by ją pokąsały, gdyby w porę nie uciekła do rzeki! ...Gdzie oberwała w twarz kilkoma rybami, bo właśnie w tym momencie postanowiły sobie poskakać.
I nie policzy nawet, ile razy jej ogon zaplątał się dzisiaj w jeżynowe zarośla, mimo iż omijała je szerokim łukiem.
Nic dziwnego więc, że miała pewne obawy.
Ale to nie oznaczało jeszcze, że zamierzała się wycofać. Zwłaszcza, że dokładnie wiedziała, co i jak powinna zrobić.
Pamiętaj, amok to tylko emocje i ból; kiedy je załagodzisz zniknie – powtarzała sobie, biorąc ostatni głęboki wdech, nim zawołała wpustkę:
- Kasamia? Jesteś tam? – nic. – To ja, Burza; twoja przyjaciółka, pamiętasz? Przyszłam porozmawiać! – nadal nic, ale przecież Kasamia musiała być w środku. Jej zapach, choć odrobinę inny, niż zapamiętała z laboratorium wciąż był świeży. – Kasamia? – zawołała raz jeszcze, a wtedy usłyszała jakieś poruszenie. Nie zdążyła odpowiednio szybko zareagować, nim ta wystrzeliła z wnętrza i cisnęła nią o ziemie.
Jej źrenice były cieńsze od najcieńszej igiełki, a twarz wykrzywiona bólem, wściekłością i instynktowną chęcią obrony – tym właśnie był amok.
Jad sączył się z jej wydłużonych kłów, a ubrania były poplamione, potargane i sztywne od zeschłej krwi. Burzy odebrało mowę i nagle cały plan wyciągnięcia jej z tego, po prostu przepadł. Panikowała.
Instynktownie rzuciła się do obrony; pchnęła ją, ale nie udało jej się jej zrzucić. Tarzały się po ziemi, przewracając się i tłukąc; jedna pragnąca krwi, a druga, aby żadna z nich nie ucierpiała. W całej tej szamotaninie, Burza ledwo zauważała własne rany.
Kiedy po raz kolejny znalazła się pod nią, podcięła jej nogi i z prędkością godną węża, wyślizgnęła się i stanęła obok. Była przygotowana żeby zablokować każdy kolejny atak.
Burza zawsze tak walczyła, nawet jeszcze w laboratorium; nigdy nie wysuwała pazurów, nie gryzła i nie używała niebezpieczniejszych mocy. Brzydziła się przemocą i za każdym razem, kiedy nieumyślnie kogoś zraniła; brzydziła się samą sobą. Niestety bądź stety – zależy dla kogo – była osobą, która wolałaby skrzywdzić samą siebie, niż kogokolwiek innego... A naukowcy? Nie przeszkadzało im to, dopóki wygrywała – oczywiście.
Kasamia podniosła się powolna i zdyszana; warknęła i skoczyła w jej stronę. Burza z łatwością wyminęła jej atak i spojrzała na dziewczynę z współczuciem – wyglądała na wykończoną, ale co się dziwić? Bez przerwy na nią polowano, więc pewnie nie zmrużyła oka
- Nie chcę cię skrzywdzić – zapewniła, wyciągając przed siebie ręce i odskakując, kiedy tamta znowu na nią skoczyła. – Proszę, uspokój się!
- Wszyscy chcecie mojej krzywdy! – warknęła, a jej głos był zachrypnięty i szorstki, jakby od wielu dni go nie używała. – Wszyscy jesteście zdrajcami! – zaatakowała, ale tym razem Burza nie zdążyła odskoczyć.
Uderzyła plecami o skałę, a powietrze zostało wypchnięte z jej płuc. Jakby przez mgłę dostrzegła błysk zębów siostry Lukasa, ale nie skupiała się na nich zbyt długo, zbyt zaaferowana próbami właściwego oddychania. Jej pięść przygniatała jej szyję.
![](https://img.wattpad.com/cover/320136819-288-k166888.jpg)
CZYTASZ
Brakujący Element
FantasyMówią, że od miłości do nienawiści tylko jeden krok. Kasamia nigdy nie pomyślałaby, że w przypadku apokalipsy też się to sprawdza. Niesamowite, jak łatwo można porzucić ścieżkę dobra i stać się złoczyńcą. Znaczy... Gdyby w ogóle była bohaterką! Tak...