Rozdział 92

91 15 44
                                    

Stołówkę opuściła w równie podłym nastroju. Zupełnie, jakby te wszystkie wylane łzy na nic się zdały. Gdy minęła rozmawiających Ashę i Paradoksa, oraz kilku innych agentów, zachowała kamienną twarz. Poza obojętnością wstęp miała jeszcze tylko odraza.

Nosiła ją z dumą.

W momencie, gdy miała już trzasnąć drzwiami do swojego pokoju z nadzieją, że zatrzasną się na wieki, poczuła wibrowanie w kieszeni. Dzwoniła Oleandra.

Nie teraz.

Kasamia zrzuciła połączenie i mimo iż na początku powiedziano jej, że nie może tego robić, wyłączyła urządzenie i rzuciła na łóżko. Miała w nosie co się z nią stanie, jeżeli to odkryją. Miała wręcz ochotę rzucić komuś wyzwanie. Buzowała w niej tłumiona energia, która domagała się ujścia. Domagała się walki.

Znajdę Wiatr i zetrze mu ten głupi uśmieszek z twarzy!

Albo zapoluję na Klika.

Tak, to na pewno sprawi mi przyjemność.

Dusiła przycisk na bransolecie palcem, tak długo, aż kostium „klauna" zwinął się z powrotem do środka, a potem rzuciła bransoletę na łóżko, obok telefonu. Nigdy wcześniej tego nie robiła.

A niech się pali, niech się wali. Nic mnie to nie obchodzi.

Niemalże z rozpędu rzuciła się na ziemię, przemieniając się w jakąś pokraczną hybrydę kota z ptakiem i wiewiórką, z której pomocą wspięła się po ścianie, otworzyła okno i wspięła się na parapet.

Zatrzymało ją pukanie, ale było one na tyle niewyraźne, że uznała, iż dźwięk niósł się z ulicy. Sekundę później ten się powtórzył, a zaraz później usłyszała głos:

- Przepraszam, umm... Księżyc? Widziałem... umm... mogę wejść?

Kasamia warknęła pod nosem, po czym zeskoczyła i wracając do ludzkiej postaci, sięgnęła po bransoletę. Gdy strój oplótł jej ciało, a maska zakryła twarz, otworzyła. W progu stał Paradoks i wyglądał jak zbity pies.

Księżyc przewróciła oczami. Nie był nikim ważnym, nawet nie znał jej tożsamości. Zamierzała go olać, ale zatrzymał ją ręką, mówiąc:

- Zaczekaj – odetchnął, kiedy odpuściła. – Tam na korytarzu, głupio się zachowałem, przyszedłem przeprosić... – przestał blokować drzwi.

Wykorzystała okazję, żeby zrobić to, co wcześniej jej się nie udało. Prawie się uśmiechnęła, gdy usłyszała trzask drzwi o framugę. Paradoks zaś nie próbował się dobijać, a pogodził się z porażką.

Podbiegła do okna, ale jej ciało zamarło, nim przeszło przemianę.

A co jeśli na mnie doniesie? Co jeśli przyjdzie za chwilę, ale nikt mu nie otworzy? Co jeśli odkryję, że mnie nie ma? Zignoruje to? Zapyta Hermana, a on poślę za mną psy gończe! Chwila, czy SOON w ogóle ma psy gończe? – wypuściła powolny oddech. Opuściła się na łóżko i sztywno usiadła. Spoglądała w ścianę, kołysząc się i próbując uspokoić szybko bijące serce.

Ostatecznie wyżyła się uderzając pięściami i wgryzając się w poduszkę. To jednak nie poprawiło jej samopoczucia.

Nie miała pojęcia ile minęło, zanim znów usłyszała pukanie.

Pociągnęła za klamkę, a kiedy u progu dostrzegła Paradoksa, nabrała ochoty, aby wyrwać drzwi z zawiasów i mu nimi przyłożyć.

- Rozumiem, że możesz być wściekła i masz do tego prawo – zaczął. – Ale byłbym wdzięczny, gdybyś zechciała mnie wysłuchać i... – wyciągnął rękę, którą trzymał za plecami. W dłoni trzymał zaciśniętą łodyżkę słonecznika. – Przyniosłem ci to, przeprosinowo.

Brakujący ElementWhere stories live. Discover now