Rozdział 39

150 32 7
                                    

Nogi Burzy zwisały luźno z krawędzi, kiedy ona sama wystawiała twarzy do słońca. Może miała coś z kota, ale uwielbiała wygrzewać się w jego promieniach i już cieszyła się na nadchodzące lato.

W kotlinie grała orkiestra składająca się z ciszy, niegłośnego śmiechu ganiających się dzieci i śpiewu ptaków. Wszystko po raz pierwszy od dawna wydawało się być na swoim miejscu.

Większość mutantów bardzo zaangażowała się w plan rozbudowy wioski i spędzała mnóstwo czasu na gromadzeniu surowców i wymyślaniu poprawek, które można by wprowadzić do przygotowanego szkicu. Wielu z nich było także na patrolach w poszukiwaniu Dympirów, a Alan i jego przyjaciele, jak co dzień wybrali się do lasu, żeby rozbrajać pułapki. Co prawda nie było już ich tak dużo jak początkowo, ale jednak nadal się zdarzały. Reszta zaś tak jak ona, odpoczywała i cieszyła się czasem dla siebie. Wszyscy z wyjątkiem Kiry, która jak zwykle ćwiczyła ciosy.

Mimo tego było cudownie spokojnie i zamierzała się tym cieszyć. Wiedziała, że prędzej czy później, kiedy mutanci wreszcie przejdą od gadania do działania i zaczną stawiać domy, nie będzie już tak wcale przyjemnie i cicho. Otworzyła oczy i niemal spadła z skały, kiedy spostrzegła nad sobą Lukasa. Złapała się za serce:

- Na magię Żywiołów! Nie strasz tak – uniosła wzrok, a on odsunął się trochę i przysiadł obok. – Prawie wysiadło mi serce.

- Zawsze masz jeszcze drugie – Lukas był jedynym, któremu zdradziła, że ma dwa serca. Może nie był to powód do wstydu, ale i tak, była to dość rzadka mutacja, więc wolała tego nie rozpowiadać.

- Oj, wiesz przecież, że to tak nie działa – według naukowców jedno serce miała takie jak wszyscy, a drugie nieaktywne, które pompowało krew jedynie do dodatkowy części ciała, jak skrzydła. Podobno, dzięki temu miała być sprawniejsza i szybsza, ale nie zauważała różnicy. – W każdym razie, nie widziałam cię wcześniej, gdzie byłeś?

- Domyśl się – westchnął, a cała energia na ułamek sekundy w nim umarła. – Jak zwykle w ostatnim czasie, ślęczałem nad planami...

- Czyli... wymyśliłeś już jaki chcesz dom? – ona i Lukas byli jednymi, którzy nie mieli jeszcze własnego projektu. Nie wiedziała dlaczego zwlekał, a ona w zasadzie czekała na to co zrobi.

- Nie, niech oni najpierw wybudują swoje i tak nie wiadomo czy starczy miejsca... materiałów...

- Coś kręcisz – znała te postawę. – O co naprawdę chodzi?

Przez chwilę przyglądał jej się tak, jakby się nad czymś zastanawiał:

- Tak naprawdę, naprawdę to... wiesz... nie za bardzo widzę sens budowania domu, w którym będę mieszkał tylko ja sam – sposób w jaki to powiedział jasno wskazywał, że nie ma na myśli tylko przyjaciela-współlokatora.

Burza przełknęła:

- M-Masz już kogoś na oku? – starała się zabrzmieć naturalnie.

Nadal jej się tak jakoś dziwacznie przyglądał.

A co jeśli lubi kogoś innego? – nigdy wcześniej nawet nie brała tego pod uwagę, ale teraz stało się to, aż zanadto realne.

- Właściwie... to tak – wyznał, odwracając wzrok.

- Znam ją? – rzuciła tak szybko, że zaskoczyła i jego i siebie.

Lukas podniósł wzrok i ponownie na nią spojrzał, tym razem jednak wydawało się to jakieś inne. Właśnie miał jej odpowiedzieć, kiedy w środku kotliny wybuchła niespodziewana wrzawa.

Oboje obrócili się, żeby popatrzeć, a im oczom ukazał się krąg niezwykle agresywnych mutantów rzucających wyzwiskami i szykującymi się do ataku na... – zmrużyła oczy. – Fuzję?

Brakujący ElementWhere stories live. Discover now