Rozdział 28

14.3K 1.2K 469
                                    

Pół roku później.

Six months since I went away, And I know everything has changed, but tomorrow I'll be coming back to you.

            Zimne stopnie klatki schodowej to mało szczęśliwe miejsce, szczególnie, kiedy wszystko zwala się na ciebie jak huragan. Nie wyglądasz wtedy wyjściowo, kiedy podtrzymujesz swoją ciężką głowę na rękach, masz podkrążone oczy i poszarzałą  skórę, o paskudnych cieniach pod oczami nie wspominając. Ktoś mógłby powiedzieć, że nie spałam od wielu dni, a tylko moje samopoczucie i problemy odbiły się do tego stopnia na moim ciele, że nie potrafiłam inaczej. Mogłam płakać, ale łzy nie wystarczały. Mogłam krzyczeć, ale żaden krzyk nie byłby dostatecznie głośny, żeby uwolnić mnie z tej pułapki. Moje linie papilarne były pokreślone nitkami nieszczęść.

            Spojrzałam zrezygnowana na zegarek, którego wskazówki sunęły się leniwie po tarczy. Dochodziła dziesiąta, a ja nadal siedziałam jak ostatnie nieszczęście na brudnych stopniach, zwrócona plecami do tych cholernych drzwi, zamkniętych na cztery spusty.

            Może gdybym nie wpuściła tego przeklętego listonosza rano do budynku, cały dzień nie wyglądałby jakby ktoś na siłę próbował mi udowodnić jak bardzo jestem beznadziejna. Może moje niektóre decyzje nie były udane, ale naprawdę? Naprawdę, czym sobie zasłużyłam na takie coś?

***

-  Chrissie, listonosz do ciebie – zawyła Bay. Westchnęłam zrezygnowana i odsunęłam od siebie miskę owsianki z truskawkami, za którą miałam się zabrać w ramach śniadania. Bez entuzjazmu podniosłam się z krzesła i powłóczyłam nogami w kierunku przedpokoju. Zobaczyłam tylko włosy przyjaciółki znikające w łazience; średnio znosiłam ludzi z rana, dlatego starcie z listonoszem było ostatnią rzeczą jaką pragnęłam.

- Chrisstina Weild? – zapytał staruszek, grzebiąc w torbie. Skinęłam głową krzywiąc się na dźwięk swojego pełnego imienia.

- Chrissie – poprawiłam go uprzejmie, przyjmując od niego dość dużą kopertę, aczkolwiek cienką. Nie spojrzałam na nadawcę, stwierdziłam że zajmę się tym po śniadaniu. – Gdzie podpisać?

- Och, tutaj - podstawił mi pod nos podkładkę z jakąś kartką i stuknął palcem w jedno z pól. – Nawiasem mówiąc, bardzo mi przykro.

- Co?

- Nie dostała się panienka do NYU, sądząc po kopercie, ale proszę się nie martwić, na pewno gdzieś cię przyjmą – uśmiechnął się szczerze, a ja posłałam mu zdezorientowane spojrzenie.

- Ale ja tam studiuje – stwierdziłam i odwróciłam kopertę by przyjrzeć się otrzymanemu pismu. Rzeczywiście, pochodziło z dziekanatu mojej uczelni. Zamknęłam drzwi za sobą mamrocząc niewyraźne dziękuje i chwilę później rozerwałam papier. List, znajdujący się w środku nie był długi, ale za to treściwy.

Szanowna Pani,

W związku z niepokojącymi doniesieniami od naszych wykładowców na temat Pani frekwencji na zajęciach semestru letniego oraz po przeanalizowaniu Pani ostatnich wyników z egzaminów końcowych, jesteśmy zmuszeni wykreślić Panią z naszej listy studentów.  Dokumenty, które składała Pani w procesie rekrutacyjnym mogą być odebrane w każdym dniu roboczym między 9-13. Prosimy o odbiór dokumentacji możliwie jak najszybciej.

W załączniku znajduje się oficjalna decyzja rady wydziałowej, wraz z szerszym uzasadnieniem decyzji.

Z wyrazami szacunku,

Bryanna Black

Przed moimi oczami zrobiło się ciemno, a ja sama osunęłam się na ziemię, nie wierząc w to, co przeczytałam. Słabe wyniki? Niska frekwencja? Skreślenie z listy studentów? To jakiś śmieszny żart...

Trouble / Ashton IrwinTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang