Rozdział 18

18.6K 1.4K 745
                                    

Śmierdziało. Jak zwykle w tej części miasta śmierdziało brudem, błotem i bezdomnymi. Nie rozumiem, jak Clifford mógł mieszkać w okolicy która jebała gównem. Może mój Brooklyn nie wyglądał jak okolica z obrazka, ale przynajmniej nie bałem się wyjść tam w nocy.

Przeszedłem szybko przez ulicę potrącając jakiegoś faceta, który rzucił mi w zamian wiązankę przekleństw. Puściłem to mimo uszu nawet nie zaszczycając go spojrzeniem, szedłem po prostu dalej, starając się przyspieszyć moją nieszczęsna podróż. Rodzice Luke'a nagle postanowili wrócić z ich niekończącej się wycieczki życia i zostać w domu, dlatego próby musieliśmy przenieść gdzie indziej. I tu wyskoczył Michael, wiecznie pokrzywdzony niesprawiedliwością i brakiem akceptacji z naszej strony.

Pchnąłem wątłą bramkę, która zaczęła skrzypiec niemiłosiernie. Skrzywiłem się i zamknąłem ją za sobą. Clifford nie potrzebował dzwonka, ta bramka skutecznie informowała domowników o nadchodzących gościach. Podbiegłem truchtem do drzwi wejściowych i uderzyłem w nie kilka razy pięścią, tak dla lepszego efektu. Po kilku minutach w szparze między drzwiami ukazał się Calum, a jego mina mówiła tylko jak bardzo ma już dość.

- Nareszcie - jęknął z ulgą na mój widok i otworzył zamek, wpuszczając mnie do środka. Uścisnęliśmy sobie dłonie i skinęliśmy głowami w milczeniu. Gdzieś w drugim pokoju Clifford się wydzierał na Luke'a, tak dla odmiany, rozluźnienia nerwów i pewnie dla zasady, znając tego idiotę. Wkroczyłem do pokoju z zamiarem interwencji, bo nigdy nie wiadomo, co temu kretynowi mogło przyjść do głowy. Szczerze mówiąc, nie zdziwiłbym się, gdybym za jakieś kilka miesięcy musiał odwiedzać go za kratami.

- Michael, zamknij ryj - warknąłem zamiast powitania. Oczy moich przyjaciół zwróciły się ku mnie i zamilkli momentalnie. Luke wyraźnie się rozluźnił, z kolei Michael wykrzywił usta w fałszywym uśmiechu i wstał, idąc w moim kierunku.

- Dobrze że jesteś - stał chwilę z ramieniem wyciągniętym ku mnie, jednak kiedy moje brwi powędrowały do góry, a wargi wygięły mi się kpiąco zrezygnował i wróił do bycia normalnym, irytującym sobą.

- Też się cieszę że nie pozabijaliście się jeszcze nawzajem - powiedziałem opadając na kanapę i biorąc do ręki nieotwarte piwo. - Jakie plany na dziś?

- Musimy napisać piosenkę - mruknął Calum zanim ziewnął szeroko. To się nazywa duch pracy. - Ewentualnie przegłosować wyjebanie Clifforda z zespołu, bo działa mi na nerwy swoją szpetną mordą.

- Sam masz szpetną mordę kutasie - warknął Michael spijają piankę z kufla, który trzymał. Patrzyłem na nich w milczeniu, aż przestali rzucać w siebie wyzwiskami.

- Myślę, że na następny raz będę miał coś - poinformowałem ich w końcu, na co w końcu zamknęli ryje. Luke spojrzał na mnie zdziwiony.

- Przecież mówiłeś, że ty nigdy nic nie napiszesz.

- Bo nie przeżyłem wcześniej nic, o czym można by było napisać przyzwoitą piosenkę - wzruszyłem ramionami. Trzy pary oczu wpatrywały się we mnie w milczeniu.

- Czy to ma coś wspólnego z...

- Nie - uciąłem szybko, za szybko. Luke zdążył już odstawić puszkę na podłogę i zainteresować tematem.

- Co tym razem ta twoja współlokatorka zrobiła?

W pomieszczeniu zapadła cisza, przerywana tylko dźwiękiem naszych oddechów. Wzruszyłem ramionami, czując się niekomfortowo.

- Nic.

- Boże, Ashton, zachowujesz się jak pierdolona baba - warknął Michael. Rzuciłem mu złowrogie spojrzenie, ale to go nie powstrzymało, jak zwykle z resztą. - Opowiadaj, koleś. Będę wiedział na przyszłość, czemu nie brać laski na współlokatorkę.

Trouble / Ashton IrwinWhere stories live. Discover now