Rozdział 8

26.8K 1.5K 504
                                    

Spojrzałam na budzik zrezygnowana, kiedy zaczął wygrywać irytująco piskliwą melodyjkę z mojego ulubionego serialu. Nienawidziłam wstawać tak wcześnie, ale że nie miałam wielkiego wyboru, po prostu zwlokłam się z łóżka, mając świadomość nadejścia nieuniknionego.  Praca to była najgorsza rzecz, jaka mnie w życiu spotkała. Nie byłam do tego stworzona i chyba nigdy nie będę, ale… rachunki same się nie zapłacą, jakkolwiek małe by nie były. Ashton nie chciał kokosów, ale wymagał terminowego opłacania czynszu, Szczególnie teraz, kiedy był na mnie, delikatnie mówiąc, wściekły.

Och, Ashtona ego zostało tamtego wieczoru dość mocno urażone i biedny chłopczyna dalej nie do końca pozbierał się po stracie okrągłej liczby piw. Śmiałam się z tego, bo to, jak bardzo starał się mnie ignorować, było po prostu przekomiczne; ostentacyjne odwracanie głowy, gdy przebywałam w salonie, wychodzenie z kuchni, gdy tylko się w niej pojawiałam… Ashton Irwin przyjął swoją lekcję, że ze mną się nie zadziera, chociaż nie do końca zdawał sobie sprawę czym tak naprawdę zawinił. Prawdopodobnie uważał, że za bardzo się do mnie dobierał, ale w ten sposób punkt drugi planu został zrealizowany: spraw by cię nienawidził. Jestem niemal zawiedziona że to tak łatwo przyszło, miałam nadzieję na jeszcze kilka takich pryszniców z jego udziałem.

Nakryłam głowę poduszką i jęknęłam. Naprawdę nie mam ochoty wracać do baru…

Nie zrozumcie mnie źle, lubiłam pracę w tym miejscu. Było obskurne, było śmierdzące, ale było znane. To było moje środowisko, takie w którym się wychowałam. Po prostu tam pasowałam. Ale jestem też niesamowitym leniem i nie chciało mi się myśleć o niczym innym, niż własnym łóżku w trakcie swojej zmiany. Bay załatwiła mi te pracę po znajomości, jakiś czas temu, więc siłą rzeczy nie mogłam jej rzucić; to postawiłoby moją przyjaciółkę w bardzo złym świetle. Więc chodziłam jak ta idiotka żeby stać za barem i każdej niedzieli podawać schlanym idiotom kolejne szklanki whisky, obdzierając ich z najmniejszych oszczędności, które lubili szczodrze wsuwać w mój dekolt.

Ashtona nie było już w mieszkaniu, za co byłam niesamowicie wdzięczna. Nie miałam najmniejszej ochoty znowu dostać bólu brzucha ze śmiechu, bo ten idiota nie potrafił przyjąć porażki. Faceci są niby tacy prości, ale kiedy przychodzi do ranienia ich męskiej dumy, to bój się Boga. To prawie jak kondom przebity szpilką, niespodzianka w dziewięć miesięcy gwarantowana.

***

Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na szyld nad klubem, wzdychając cicho. Neon z napisem „Okręt” jeszcze się nie świecił, przez najbliższe kilka godzin nie zostanie włączony, póki nie zacznie się ściemniać, a lampy na ulicy nie zapalą się. Pchnęłam grube drzwi wiodące na zaplecze i weszłam do środka, nie oczekując zbyt wiele od nadchodzącego dnia.

- Spóźniłaś się – odezwał się głos za mną, kiedy zamknęłam drzwi. Podskoczyłam do góry przestraszona i obejrzałam się za siebie. Zobaczyłam dość wysokiego chłopaka, który stał z założonymi rękami, oparty ścianę tuż obok; między zębami trzymał do połowy spalonego papierosa, którego delikatne światło oświetlało jego włosy, zdecydowanie nienaturalnego koloru. Odsapnęłam z ulgą, dochodząc do wniosku, że to po prostu jakiś nowy ochroniarz – był takiej postury, dość dobrze zbudowany, może nie atletyczny osiłek, ale budził pewnego rodzaju respekt. Przewróciłam oczami i nic nie mówiąc ruszyłam dalej. Komu jak komu, ale spowiadać się będę tylko Jane, mojej kierowniczce.

Pomieszczenie na górze było opustoszałe, światła delikatnie przygaszone, żeby  nie marnować niepotrzebnie prądu. Skinęłam głową myjącej parkiet dziewczynie, której nawet nie znałam imienia – po prostu kojarzyłam ją z twarzy, nic więcej. Nie interesowało nie za bardzo kim są ci z którymi pracuję, póki nie włazili mi na głowę i czegoś nie chcieli. Ludzie są wbrew pozorom bardzo irytujący.

Trouble / Ashton IrwinWhere stories live. Discover now