Rozdział 12

23.8K 1.7K 226
                                    

a/n

 Jeśli przeczytałeś, zostaw komentarz
albo gwiazdkę
a najlepiej to oba <3

 I lava youuuuu <3

Dziękuję za niemal 20k wyświetleń, jaram się jak nie wiem <3

__________________

Chłopak siedzący obok mnie stukał palcami o ławkę, wygrywając bardzo nierówny rytm. Jego oczy błądziły po pomieszczeniu, nie zatrzymując się na niczym konkretnym Był znudzony dokładnie tak samo, jak ja.

- Możesz przestać? – warknęłam do niego, obniżając głos tak, by nie usłyszał mnie profesor. Brunet spojrzał n mnie zdziwiony, ale zabrał palce z ławki i schował ręce do kieszeni, nonszalancko się uśmiechając. Przewróciłam oczami i wbiłam wzrok w tablicę interaktywną, na której pojawiały się co jakiś czas nudne slajdy z prezentacji o Shakespearze. Kogo obchodzi ten stetryczały pryk. Czułam, jak moje powieki zaczęły opadać, byłam taka zmęczona. Całe szczęście, nie siedziałam w jednej z pierwszych ławek, gdybym zasnęła, nikt by tego nie zauważył.

- Hej, mała obudź się – poczułam szturchniecie w moim boku; brunet, na którego wcześniej nakrzyczałam pochylał się nade mną z uśmiechem. Podniosłam głowę do góry i rozejrzałam po klasie – oprócz mnie i tego chłopaka, nie było w niej już nikogo. Cholera, faktycznie zasnęłam.

- Och… dzięki – bąknęłam, wstając niezdarnie. On podał mi torbę, szczerząc swoje zęby. Wygięłam usta w sztucznym uśmiechu i wyminęłam go, zmierzając szybkim krokiem w kierunku drzwi.

- Hej, poczekaj – chłopak dogonił mnie i zrównał ze sobą. Sapnęłam zirytowana. – Jesteś Chrissy, prawda?

- Chrissie – poprawiłam go. Nienawidziłam, gdy mylono moje imię. To nie jest przecież takie trudne do zapamiętania, że akcent idzie inaczej na końcówkę? – Co chcesz.

- James – przedstawił się, unosząc brwi. Ja wzruszyłam tylko ramionami, nadal niezainteresowana.

- Super.

- Pomyślałem, że może…

- Niech zgadnę – zatrzymałam się gwałtownie, stając przed Jamesem z rękami opartymi na biodrach. – Pomyślałeś, że moglibyśmy się wybrać na kawę, ciastko, herbatę, spacer, drinka?

Śmiech bruneta był czysty i zbił mnie z tropu.

- Pomyślałem, że możesz chcieć notatki z tych zajęć, skoro kompletnie na nich odpłynęłaś. Za tydzień będzie zaliczenie – odparł, nadal lekko chichocząc. Poczułam, jak na moich policzkach wykwita rumieniec.

- Och – zająknęłam się, spuszczając wzrok. Poczułam się głupio jak nigdy dotąd. – Tak… Myślę, że tak. Dziękuję.

Chłopak jeszcze raz obdarzył mnie uśmiechem, zostawiając samą na korytarzu. Spuściłam głowę i ruszyłam przed siebie, starając się nie potknąć o własne nogi. To, co się ze mną działo było okropne, nie do przyjęcia i wyniszczające. Powód mojej usterki był jeszcze gorszy. Pierdol się, Irwin.

Nie chciałam jeszcze wracać, nie chciałam mieć tej wątpliwej przyjemności patrzenia na rozwalonego Ashtona na kanapie. Z gitarą i tym irytującym zeszytem, którego nie wolno było mi dotknąć nawet przy sprzątaniu. Stopy same niosły mnie przez miasto. Sama nie wiem, kiedy znalazłam się pod klubem, w którym pracowałam; zrezygnowana weszłam do środka, szurając nogami o beton.

Trouble / Ashton IrwinWo Geschichten leben. Entdecke jetzt