2

2.3K 91 7
                                    

Tego dnia robię zdjęcia przygotowań do pierwszego meczu kadry. Jestem podekscytowana, ale nie jest to mój pierwszy raz, to moja praca. Choć pierwszy raz udało mi się wyjechać na mistrzostwa świata jako fotograf, więc w pewnym sensie czuję adrenalinę myśląc o tym, że mam szansę pojawić się na tak wielkim ewenemencie. Bez tej roboty w życiu nie udałoby mi się tu pojawić.
Przyjechałam do Kataru wraz z całą ekipą fotografów, managerów i resztą techników, którzy są tak naprawdę całymi kulisami meczy o których nigdy się nie wspomina. Mi to nie przeszkadza, bo nigdy nie chciałam dużego rozgłosu. Chciałam być blisko niego, nie będąc nim.
Większość osób tutaj dobrze się zna. Ja nigdy się z nimi nie zintegrowałam. Paru naszych piłkarzy mnie kojarzy, ale na tym kończy się moja sława. Ja po prostu robię zdjęcia, wysyłam je i dostaję za to wynagrodzenie, które mi się należy. Nie jestem typem osoby, który lubi duże towarzystwa i wielką integrację z całą grupą. Dlatego byłam przekonana, że mój pobyt na mistrzostwach spędzę całkiem sama z moim aparatem.
— Hale, ty z nami na mistrzostwach?
Zdziwiły mnie słowa Polskiego bramkarza, kiedy razem z resztą kadry weszłam do hotelu.
— Jestem wszędzie, widzisz? — Uśmiechnęłam się przybijając z Wojtkiem piątkę.
Tak jak mówiłam, nie mam wielkich relacji z piłkarzami, ale niektórzy z nich mnie kojarzą. Reszta traktuje mnie jakbym była przezroczystym duchem, ale nie winię ich. Przewija się wokół nich tak dużo dziennikarzy i innych fotografów, że ja sama w którymś momencie zaczęłabym po prostu udawać, że ich tam nie ma.
— Co tak późno przyjechaliście? Przecież dzisiaj gramy, nie robisz dzisiaj zdjęć? — Kontynuował, kiedy ja oddałam bagaż mężczyźnie z recepcji, który chyba zabrał go do mojego pokoju zanim zdążyłam w ogóle powiedzieć mu kim jestem i do którego pokoju powinien go zanieść.
— Szczerze mówiąc nie wiem, chyba organizacja im trochę podupadła, poza tym samolot spóźnił się o kilka godzin, ale nie no, pracuję już dzisiaj po prostu będę trochę zmęczona. — Odpowiedziałam wypatrując bufetu powitalnego, który był wystawiany prawie zawsze w hotelach w których przebywali piłkarze. Wystawiali je również kiedy przyjeżdżała cała kadra.
— Myślałem, że przyjeżdżasz w pierwszej turze.
— O boże jedzenie. — Zaczęłam i poszłam w stronę długiego stołu. — Nie tym razem, ja dopiero co złapałam robotę dwa dni temu, dlatego nie byłam tu wcześniej. A co, tęskniliście za mną? — Zażartowałam wkładając do buzi truskawkę polaną czekoladą.
— Przypominam, że jesteś jedyną osobą, która za każdym razem uchwyci dobrze mój lewy profil, dlatego tęskniłem, bo reszta fotografów sprawia, że wyglądam jak rozgnieciony ziemniak. — Szczęsny wzruszył ramionami.
— Dużo pracuję z przerabianiem zdjęć, to pewnie dlatego. — Sięgnęłam po inne owoce. Smakowały o wiele lepiej niż w Polsce. Wszystko smakuje lepiej niż w Polsce.
— Ale na tyle to sobie nie pozwalaj. — Przewrócił oczami zakładając ręce na piersi.
— Idziecie trenować? — Spytałam dopiero dostrzegając jego sportowe ubranie.
— Ostatni trening, potem mamy wolne do wyjazdu. Jedziesz z nami, co nie?
— Raczej się złapię z wami, to znaczy pójdę porozmawiać z organizatorami, ale miałam robić zdjęcia jeszcze przed meczem. — Otrzepałam dłonie. — Ale do tego muszę rozłożyć sprzęt, zmywam się. Ciao. — Uśmiechnęłam się i machnęłam do niego oddalając się w stronę znajomych jak zwykle zestresowanych twarzy.
— Hale, melduję się. — Powiedziałam podchodząc do bruneta, który spisywał rzeczy związane z organizacją wszystkiego.
— Jasne, dzięki. Tam na stole pod twoim nazwiskiem masz kartę do pokoju. Zabierasz się z nami autokarem dzisiaj, dasz radę tak?
— Tak, mówiłam nawet sama, że mam ochotę pojechać już dzisiaj.
— To super, wyjeżdżamy o piętnastej! — Krzyknął za mną kiedy ja szukałam mojej magnetycznej karty.
W końcu dostrzegłam moje nazwisko napisane na żółtej karteczce, którą oderwałam i wzięłam kopertę z dwiema kartami. Nigdy nie mieszkałam na tym samym piętrze co piłkarze, ale zawsze w sekcji przydzielonej naszej kadrze. Zawsze też prosiłam o własny pokój, pomimo tego, że nasza ekipa często dobiera się w małe grupki, które dzieliły pokoje, aby było weselej.
Mimo wszystko, ja nie jestem wcale kimś kto nie rozmawia z nikim. Staram się jak najbardziej integrować z ludźmi wśród których pracuję, po prostu nie potrafię rozwinąć z nimi bliższej relacji, których nie mam w życiu zbyt wiele.
Otwierając grube drzwi od mojego pokoju, ku moim oczom rzuciła się moja wielka czarna walizka. Wciąż dziwiłam się, kiedy personel hotelu znikąd wiedział, że ja to ja i mieszkam w dokładnie tym pokoju.
Nie czekając na nic, choć zamykały mi się oczy, położyłam bagaż na podłodze i wyjęłam z niego brązową skórzaną torbę w której trzymałam cały mój sprzęt. Nie jestem fotografem, który nagrywa mecze, ja zajmuję się robieniem zdjęć, które potem znajdują się głównie na Instagramie, czy innych platformach.
Uwielbiam moją pracę, fotografia jest dla mnie idealną formą wyrażania siebie i do tego uwiecznia wspomnienia, które są aż zbyt ulotne. Od dziecka uwielbiałam biegać z aparatem fotograficznym i robić wszystkim naokoło zdjęcia. Dzięki temu jestem dumnym posiadaczem wielu grubych wypełnionych po brzegi albumów ze zdjęciami, które są moim bankiem wspomnień i tych dobrych i tych złych.
Ostrożnie wyjęłam z torby to, czego nie będę potrzebować na treningu i dołożyłam tylko kilka niezbędnych rzeczy, takich jak mój wielki powerbank, który ratuje mój stary telefon, którego nie mam serca wymienić. Zbyt szybko przywiązuję się do materialnych rzeczy.
Nim się obejrzałam, zostało mi trzydzieści minut do wyjazdu na stadion. Nie miałam czasu na obiad, dlatego skierowałam się w stronę baru otwartego dwadzieścia-cztery godziny na dobę. Wypatrzyłam go szukając mojego pokoju kilka godzin wcześniej.
Na wyjazdach służbowych takich jak ten, zwykle miałam w hotelu wszystko za darmo, co było wielkim ułatwieniem. Uwielbiałam ten luksus w większości miejsc w których sypiała kadra, czułam się tak jakbym to ja miała grać prestiżowe mecze. Dlatego też wiedziałam dobrze, że chcę być blisko kadry jako fotograf, aby mieć dostęp do tego wszystkiego.
Z baru wzięłam jabłko i batonika proteinowego, co miało służyć mi za obiad. Z lodówki chwyciłam też butelkę wody.
Oparłam się o ścianę na korytarzu, mając widok na główną halę w której powoli zaczynali zbierać się różni ludzie przygotowujący się do wyjazdu. Jak najszybciej wcisnęłam w siebie jabłko i powoli jadłam słodkiego batonika upewniając się, że wzięłam ze sobą wszystko.
Wszyscy piłkarze zdążyli wejść już do autokaru, kiedy za nim zauważyłam drugi identyczny którym jak się domyśliłam, będziemy jechać my.
Nie jeździłam w jednym autokarze z piłkarzami, oddzielali nas od nich, bo inaczej trudno byłoby to wszystko zorganizować.
— Hale, idziesz? — Rzucił w moją stronę Adam, z którym rozmawiałam już wcześniej. On zajmował się organizacją, dlatego był też jedną z kilku osób z którymi dobrze się dogadywałam.
Dopiłam do końca wodę i wyrzuciłam małą butelkę do śmietnika. Na stadiony nie pozwalali nam wnosić jedzenia czy picia, nawet jeśli byliśmy specjalną kadrą, obowiązywały nas te same zasady co resztę osób wpuszczanych na mecze.
— Idę. — Odpowiedziałam i zakładając torbę na ramię poszłam w kierunku autokaru.
Znalazłam jedyne wolne miejsce, które było obok dziewczyny mającej wzrok całkiem zatopiony w swoim telefonie.
Kiedy jednak usiadłam obok niej, od razu uśmiechnęła się w moją stronę i wyciągnęła do mnie rękę.
— Cześć, Florencejestem. — Powiedziała miłym głosem.
— Hale. — Odpowiedziałam ściskając jej dłoń. — Annie Hale. — Poprawiłam się.
Większość osób w pracy nazywała mnie po nazwisku, prawdę mówiąc nie lubię ani mojego imienia, ani nazwiska, dlatego było mi to całkiem obojętne.
— Jesteś fotografem? — Spytała wskazując na moją sporych rozmiarów torbę.
Kiwnęłam głową.
— Wybacz nie zgadnę kim ty jesteś, bo nie masz nic ze sobą. — Zaśmiałam się sztucznie.
— Jestem fizjoterapeutką, faktycznie nie miałaś jak zgadnąć.
Nie przeszkadzały mi krótkie konwersacje z obcymi ludźmi, właściwie to nawet je lubię.
— Wydawało mi się, że na stadionach podczas meczów mają lokalnych fizjoterapeutów.
Dawno nie było mnie na zagranicznym meczu Polskiej reprezentacji, zwykle robiłam zdjęcia na tych lokalnych.
— Czasem mają, ale naszym się chyba nie chce dogadywać po angielsku. — Odpowiedziała.
Przewróciłam oczami uśmiechając się.
— Nie jestem zdziwiona.
Silnik autokaru wydał z siebie charakterystyczny dźwięk i po chwili ruszyliśmy w drogę. Wbiłam wzrok w szybę z przodu pojazdu i całe pół godziny jazdy starałam się po prostu nie myśleć, bo mój umysł stawał się dość ciemnym miejscem gdy siedziałam w ciszy. Nie włączyłam sobie nawet muzyki, bo obawiałam się, że jeśli choć na chwilę spojrzę w telefon, może zrobić mi się niedobrze.
— Ładny ten stadion, zabawimy się. — Powiedziała Florence, kiedy ku naszym oczom ukazał się wielki stadion.
Fakt faktem, bardziej mi zaimponował niż jakikolwiek Polski stadion.
— Dobra, słuchajcie mnie przez chwilę. Widzicie tam czerwony namiot, za nim jest kolejka do wejścia, jeśli ktoś nie wie jak to wszystko działa, zeskanują waszą przepustkę, więc miejcie ją już od razu przy sobie, potem idziecie po prostu za znakami. — Powiedział Adam.
Zawsze wydawało mi się, że jest stworzony do tego aby być organizatorem czegokolwiek, kiedy tylko zabierał głos cała uwaga padała na niego.
— Twój pierwszy raz? — Spytała Florence, gdy obie wyszłyśmy na świeże powietrze, a ja i moja złośliwa choroba lokomocyjna odetchnęłyśmy z ulgą.
— Oj nie, sporo już jeżdżę z nimi. Chociaż raczej tylko po kraju, więc dawno nie byłam z nimi aż tak daleko za granicą. Na pewno muszę sobie trochę odświeżyć pamięć. — Odpowiedziałam.
Pozwoliłam ochroniarzowi zeskanować urządzeniem kod z mojej plastikowej przepustki na której widniało moje zdjęcie, które bardzo lubiłam i podstawowe informacje o mnie.
— A ty? — Spytałam w zamian
— Ja jestem tam gdzie Robert. — Zaśmiała się. — Poznaliśmy się przypadkiem kilka lat temu i od tej pory tak wyszło, że jestem jego stałą fizjoterapeutką. Twierdzi, że dzięki mnie jego stawy w ogóle funkcjonują.
— Gdzie ty byłaś kiedy moje plecy bolały bez przerwy? — Parsknęłam.
— Jak będzie jakaś wolna chwila to mogę ci sprawdzić te plecy.
— Poważnie? — Podniosłam brwi.
— No jasne, dlaczego nie?
— W takim razie ci się przypomnę jeszcze.
— Będę czekać.
Odłożyłam moją torbę do plastikowego pudełka, które następnie jechało przez skaner identyczny jak na lotnisku. Ja sama musiałam przejść przez bramkę, która tym razem nie zatrzymała moich nieszczęsnych kolczyków, które zwykle łapały się wszędzie.
— Muszę biec do szatni, umówiona już jestem. — Florence zacisnęła usta przepraszająco.
— Biegnij, ja idę poszukać jakiegoś automatu z kawą. — Odpowiedziałam machając jej na pożegnanie.
Kiedy zostałam sama, podniosłam brwi ze zdziwienia. Nie spodziewałam się tego, że będę rozmawiać z kimś i będę przy tym czerpać z tego przyjemność. Przy wyjeździe nastawiłam się już na porażkę przez powód mojego wzięcia tej pracy, jednak mój humor z każdą chwilą zaczynał się poprawiać.

Give it time // Matty Cash ff  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz