18

486 32 80
                                    

Gdy Kit wraz z Dan'em zeszli na dół można było zauważyć czystą złość na twarzy jego ojca.
Szatyn nie dziwił się, za każdym razem jak tu przyjeżdżał robił coś Karla chłopakom. To obcinał włosy jak spali, malował im wąsy i okulary markerami, ostatnia sytuacja była najgorsza, jego były został oblany wrzątkiem.
Ma pewnie już dość jego wybryków. Wujek Podszedł do niego i z westchnięciem podał mu pudełko z tabletkami.

-Co to?- zapytał.

-Dał to Nickowi, jest to strasznie niebezpieczene. Muszę szybko to zawieść lekarzom.- Jego myśli wariowały. Czyli, że Nick może umrzeć? Aktualnie umiera?

-C-czy on przeżyje?- zapytał łamliwym głosem. Ten westchnął i spojrzał na niego ze współczuciem.

-Nie wiem tego. Jednak jeśli szybko nie dostarcze im tego, może umrzeć zanim lekarze odkryją co mu podano. Tu chodzi o czas.- Wziął od niego pudełko i zaczął zakładać buty.
-Jak wrócę mamy sobie do pogadania.- wskazał palcem na Dan'a, po czym wyszedł.
Karl za to patrzył się w jeden punkt. Jego nogi były jak z waty, oddech szybki, a powietrze brało się tak ciężko jakby mu je zabierano. Usiadł na kanapę, a łzy same wypływały z jego oczu. Nie mógł złapać oddechu. Nie wiedział co się dzieję. Nagle poczuł na sobie czyjeś ręce. Wtulił się w tą osobę nie wiedząc kto to. Po prostu tego potrzebował.

-spokojnie Karl.- usłyszał głos swojej babci.
Gładziła go po plecach patrząc się na Dan'a morderczym wzrokiem.

Za to Dan niczego nie żałował. Nie wiedział o co takie halo. Przecież pozbył się osoby homo. To nie powinno istnieć. Jakaś ideologia, której nie powinno być. Chciał tylko naprawić kuzyna. Czy to, że stara się pomóc Karlowi jest takie złe? Postanowił, że się przejdzie. Poszedł więc do przedpokoju i założył buty, po czym wyszedł. Szedł chodnikiem myśląc jakie konsekwencję go czekają za pomoc kuzynowi. Nie rozumiał czemu Karl go nienawidzi. Próbuje tylko mu pomóc. Chcę go ocalić przed tą przeklęta chorobą. Nagle na kogoś wpada.

-przepraszam.- powiedział szybko, jednak ten go złapał za rękę.

-poczekaj, chcesz do mnie dołączyć?- zapytał się czarnowłosy.

-Kim jesteś?- zapytał. Jego ciało ogarnął strach, ponieważ chłopak miał pistolet w drugiej ręce.

-Jestem Charlie. Znasz Alex'a?- ten skinął głową przełykając głośno śline.

-No to jestem jego bratem. Nie bój się. Nie lubisz Karl'a?- Ten jednak zaprzeczył. Charlie przewrócił oczami.

-To czemu go ranisz?- zapytał. Dla niego to było jasne. Jak będzie cierpiał przez swoich chłopaków to zacznie lubić dziewczyny.

-Czy to nie jest oczywiste?- zapytał, a ten chwycił go mocno za bluzę i przyłożył mu pistolet do głowy.

-Odpowiadaj.- jego głos był stanowczy i szorstki. Każdy by się go wystraszył. Niestety nikt nie zadzwoni po policję bo są na uliczce gdzie nie ma żadnej żywej duszy.

-Chcę go wyleczyć z gejostwa.- powiedział szybko, a ten uniósł brew.
-jak będzie cierpiał po chłopakach stwierdzi, że dziewczyny są lepsze- wytłumaczył. Sam Charlie się załamał. Nie wiedział co powiedzieć, ale miał ochotę mu przyjebać za jego głupotę. Nie hamując się przyszpilił czarnowłosego amerykańca do ściany, po czym Dan dostał mocnego liścia.

-dołączysz do mojego gangu.- niby to było pytanie, ale brzmiało bardziej jak stwierdzenie.

____

Karl płakał wtulając się w Jimmy'ego. Patrzył jak reanimują Nicholas'a. Nie mógł znieść tego, że jego ukochany właśnie umiera. Wyszła nagle pielęgniarka.

He is my home|Karlnap|Where stories live. Discover now