A simple thing - Dobrze cię w końcu zobaczyć, Odasaku

540 30 11
                                    

Nigdy nie planowałem takiego zakończenia. Zawsze myślałem, że umrę z własnej ręki. Najbardziej obstawiałem utopienie się, bo to była najczęstsza metoda na samobójstwo, którą wybierałem. Drugim wariantem był skok z wysokości. Byłby z pewnością z desperacji, jednak sądzę, że to jedna z bardziej skutecznych metod. Tymczasem siedzę, opierając się o ścianę w jakiejś zatęchłej, bocznej uliczce, patrząc na śmietniki. Moja koszulka i kamizelka już dawno przesiąkły krwią, teraz pora na płaszcz. To dobry płaszcz. Służył mi przez lata. Myślę, że tym razem niestety nie przetrwa. A nawet jeśli, to pójdzie na śmietnik. W końcu, kto chciałby opiekować się płaszczem po zmarłym?

Coś mi to przypomina. Ten stan. Gdyby pojawił się tu jeszcze ktoś owinięty w bandaże w garniturze... Powiedziałbym, że umieram całkiem, jak mój Odasaku. Wiem jednak, że nikt do mnie nie przybiegnie. Ja... Zastanawiam się, czy ktoś będzie tęsknił. To wszystko było naprawdę ciekawe. Cała wojna, świat przeciwko Zbrojnej Agencji Detektywistycznej... Ale Agencja wygrała. Wygrała. Udowodniłem, że jestem dobrym człowiekiem, prawda, Odasaku? Tak było? Nie odpowiesz... Ale wiem, że słuchasz.

Sądzę, że od pewnego czasu chciałem żyć. To szło dobrym torem, ale dokładnie wtedy, gdy już zaczęło się układać, wszystko szlag trafił. Nawet nie wiem, kto mnie postrzelił. Mam wielu wrogów. Ale mam też kilka bliskich osób.
Chuuya... Nienawidzisz mnie, ale oboje wiemy, że między nami coś jest. Jeśli użyjesz Korupcji... Nie będzie mnie obok. Zginiesz... Uważaj na siebie.
Atsushi, stałeś się dla mnie kimś ważnym. Miałeś takie proste spojrzenie na świat, w każdym widziałeś dobro. Lubiłem to w tobie. Żałuję, że nie zobaczę, jak wzbijasz się wyżej.
Akutagawa... Co ja mam ci powiedzieć? Wylecz tę gruźlicę, nie znajdziesz sobie nikogo, jak będziesz kaszlał drugiej połówce w twarz. A przy okazji... Jesteś naprawdę dobry. Jestem z ciebie dumny. Na pewno osiągniesz jeszcze więcej, jeśli skończysz z mordowaniem.
Kunikida, przepraszam, że byłem... Sobą. Leniłem się, denerwowałem cię całymi dniami i śmiałem się z ciebie. Należą ci się przeprosiny. Twoje plany są prawie idealne. Kiedyś staniesz na czele Zbrojnej Agencji Detektywistycznej.
Kyouka, w przyszłości będziesz piękną kobietą. Trwaj po stronie dobra, pozostań w świetle.
Kto tam jeszcze... Ango. Nie przepracuj się, dupku. Postawiłbym ci sok pomidorowy, gdybym miał pieniądze i czas.

Zdołałbym im to powiedzieć? Pewnie nie... Może chociaż im to napiszę? Tak, to dobry pomysł.

Podniosłem telefon i odblokowałem. Ekran skakał mi przed oczami. Na pewno nie zdołałbym napisać wszystkich tych rzeczy. Ale może... Napiszę chociaż... Chociaż trochę...?

Wystukałem na klawiaturze krótkie dziękuję i wysłałem do wybranych osób. Potem telefon wypadł mi z ręki. Zdążyłem w samą porę.

To nie tak, że nie chciałem zadzwonić po pomoc. Po prostu wiedziałem, że tego nie przeżyję. Otrzymałem kilka strzałów w klatkę piersiową, w tym jeden w okolicach serca. To cud, że wciąż oddychałem. Rany bolały. Szczerze? Wolałbym być nieprzytomny... Albo przynajmniej...

Westchnąłem.

Dlaczego nikogo na samym końcu nie może przy mnie być...?

Zamknąłem oczy. Ogarnęła mnie cisza. Ciemność. Teraz... Nie było już nic. Czy to już? To koniec? Czy na razie tylko zemdlałem?

— Dazai.

Usłyszałem w pobliżu znajomy głos. Powoli uchyliłem powieki. Zobaczyłem przed sobą brązowe buty, na które opadały ciemnozielone nogawki. Podążyłem wzrokiem w górę, by dostrzec jasny płaszcz narzucony na czarną koszulę. Nieogolona twarz, a potem te szare oczy. Uśmiechały się do mnie.

— Pora już iść, Dazai — odezwał się ponownie. Tym razem, jego głos zabrzmiał bardziej czule.

Wyciągnął swoją silną dłoń w moją stronę. Uniosłem rękę, by ją złapać. O dziwo, nie było mi ciężko. Chwyciłem się, a on pomógł mi wstać. Ciało też było lekkie. Chciałem obrócić głowę, miałem ochotę spojrzeć, co jest za mną, lecz zanim zdążyłem to zrobić, mężczyzna objął mnie i przytulił.

Wyraźnie to czułem. Jego dotyk, jego ciepło, jego zapach. To wszystko było takie prawdziwe, nie wiem już, jak długo na to czekałem. Jak długo czekałem, by znów móc go spotkać.

— ... Dobrze cię w końcu zobaczyć, Odasaku — szepnąłem.

— Ciebie też, Dazai — pogładził moje włosy — Chodźmy.

— A co... Co z moimi przyjaciółmi? — odważyłem się w końcu nazwać tak bliskie mi osoby.

— Poradzą sobie jakoś — jego uśmiech w niewyjaśniony sposób sprawiał, że wszystkie niepewności i lęki nagle znikały — Są silni.

— Nie znam silniejszych — przyznałem.

— Ty też byłeś silny wystarczająco długo. Jestem z ciebie dumny — nie potrafiłem na to odpowiedzieć — Ale teraz już czas odpocząć.

— Odpocząć... — powtórzyłem powoli.

Odasaku pociągnął mnie za rękę w stronę wyjścia z uliczki. Było tam naprawdę jasno. Słońce powinno tak świecić o tej porze roku? Rety, to takie dziwne...

***

W uliczce pozostało moje martwe ciało. Leżało w kałuży zimnej, powoli zastygającej krwi. Po kilku godzinach znalazł je Atsushi.

Życie można ująć, jako epizod zakłócający spokój nicościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz