Mały-Duży Chuuya

727 28 4
                                    

You know, czytam sobie BSD WAN i tam jest taki jeden rozdział, który mi się spodobał, więc się nim mocno zainspirowałem i zmieniłem zakończenie. Łapcie~

_____________

Pewnego pięknego dnia, doszło do spotkania dwóch... No właśnie, jak określić ich relację? „To nie nienawiść” - opisywał Chuuya, jednak ciężko stwierdzić, co łączyło tę dwójkę: Chuuyę i Dazaia - bo właśnie o nich będzie tu mowa.

- O mój Boże, jesteś taki malutki, że cię nie zauważyłem! - skomentował Dazai, tuż po tym, jak wpadł na Nakaharę - Ale przynajmniej twój wzrost jest idealny do fuchy wieszaka na kapelusze! A czy ty przypadkiem ostatnio nie zmalałeś jeszcze bardziej? - śmiał się.

Chuuya, mierzący 160 centymetrów, stał i patrzył na niego zdegustowany, czekając, aż łaskawie skończy. Skrzyżował ręce na piersi, a gdy Dazai rzucił kolejną uwagę, nie wytrzymał i wybuchnął:

- T-T-TY SKURWYSYŃSKA MAKRELO!

- Cóż, wiem, że przypadkiem udało mi się znaaacznie cię przerosnąć, ale chyba mam lepsze rzeczy do roboty, niż użeranie się tu teraz z tobą - odszedł, zabierając ze sobą swoje 21 centymetrów różnicy.

- ALE TO TY ZACZĄŁEŚ!

***

Następnego dnia przez przypadek spotkali się ponownie. No dobrze, to nie było przypadkowe spotkanie. Zainicjował je Chuuya (z własnej woli!).

- Hej, ty zabandażowany sukinsynu! - krzyknął.

- Dazai powoli się odwrócił, od razu z przyzwyczajenia kierując swój wzrok w dół.

- Czego chcesz? Myślałem, że wczoraj skończyliśmy tę rozmo... - powoli podniósł wzrok, gdyż na wysokości jego głowy znajdowała się klatka piersiowa Chuuyi - ... Co do...

Chuuyę i Dazaia wciąż dzieliła różnica 21 centymetrów, ale... To Chuuya był wyższy. Osamu oszołomiony zadzierał głowę, patrząc tępo na swojego (nie)przyjaciela. Chuuya... Był wyższy nawet od Kunikidy!!!

- J-jakim cudem jesteś tak wysoki?! - niemal pisnął.

- Zgadnij, komu się urosło - zaśmiał się.

- Już dawno jesteś za stary na rośnięcie!

- Cóż, gdy dziś się obudziłem, już taki byłem.

Dazai dla pewności zerknął na jego stopy, jednak te stały twardo na ziemi. Nakahara... Naprawdę był wysoki.

- Wow... Trochę przerażające. Może to jakaś choroba? ... A MOŻE TO ATAK ZE STRONY UZDOLNIONEGO, KTÓRY POWIĘKSZYŁ CIĘ DO SUPEROWEGO WZROSTU I TAK ZOSTAWIŁ?!

- To zbyt pogmatwane na jakikolwiek atak. Ha! Ale cokolwiek tak gadasz, to jest świetne! I w stu procentach prawdziwe! Oh? Chwila, gdzie ta mała miernota Dazai poszła... - rozejrzał się widowiskowo ponad głową Osamu.

- Teraz to już kradniesz moje żarty!

- Ha! Jakie to zajebiste uczucie! - powoli zaczął się oddalać, zanosząc się śmiechem.

Cóż, ale nawet bycie wysokim ma swoje wady. Gdy jest się tak konkretnego wzrostu, jak Chuuya w tym momencie, nie można swobodnie przejść przez drzwi - trzeba pamiętać, by za każdym razem się schylić. By nie zasłaniać innym w tłumie, trzeba stać z tyłu. Stamtąd widok nie jest za dobry. W dodatku nawet samo kupowanie ubrań stanowi problem - wszystkie są za małe! Trzeba szyć każde z nich na miarę! A to kupa kasy...

- Stary, dzisiaj jest jeden z najlepszych dni w moim życiu - pozostawał przy swoim. Przy Dazaiu lepiej jest nie okazywać słabości. Jeszcze znajdzie kolejny powód do żartów. Tak, jak to, że z brzucha Chuuyi zaczęło dobiegać nagle burczenie i to wyjątkowo głośne - C-Co się...

I w tym momencie stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Chuuya momentalnie powiększył się. Nie, nie urósł. Powiększył się. Latarnia, obok której stał, wygięła się pod wpływem naporu na nią. Nakahara Chuuya... Miał pięć metrów!

- O-oh... - Dazai cofnął się o kilka kroków. Na jego twarzy malował się tępy uśmiech, kiedy probował to wszystko objąć umysłem, a zarazem objąć Chuuyę wzrokiem - Chuuya... Czy to było to twoje szybkie urośnięcie...?

Chuuyi nie było ani trochę do śmiechu. Nawet nie przejmował się złośliwością ze strony Dazaia. Był zbyt skupiony na tym, jak bardzo jest przerażony. Co się właśnie działo?

***

Dazai tego dnia nie dotarł do domu. To nie tak, że nie próbował. Chuuya po prostu mu nie pozwolił. Gdy ten odwrócił się na pięcie i zaczął biec... No dobrze, Dazai nie biega. Zaczął szybko iść w stronę domu, Chuuya chwycił go za kołnierz i przyciągnął z powrotem, by zaraz potem urosnąć jeszcze bardziej.

Aktualnie Nakahara wzrostem dorównywał filmowej godżilli. Wokół latały helikoptery, od których próbował się opędzać, jak od much, a pod jego nogami rozlegało się wycie dziesiątek syren policyjnych.

- AAAARGH! CO SIĘ, DO CHOLERY, DZIEJE?!

- Po prostu urosłeś, Chuuya - odpowiedział Dazai, który aktualnie był trzymany w dłoni rudzielca.

- TWÓJ SPOKÓJ TYLKO BARDZIEJ MNIE PRZERAŻA!

- Ah, nie no, rozumiem. Po prostu ci przykro, bo już nigdy więcej nie będziesz mógł stanąć na żadnym suficie.

Chuuya spiorunował go spojrzeniem, zaciskając pięść nieco bardziej.

- N-no dobra, już jestem poważny! ... Proszę, nie zgniataj mnie tylko... - Dazai zadygotał i zaczął się pocić. W końcu Chuuya ukrócił tortury - No dobra, w takim razie zadam ci naprawdę poważne i adekwatne do sytuacji pytanie... Dlaczego twoje ubrania urosły razem z tobą? Jakie dziwne... Myślałem, że jak urośniesz bardziej, to będziesz nagi, co nie?

- Ty... T-ty! - ścisnął go mocniej, aż ten zapiszczał.

Zrezygnowany Chuuya opuścił rękę pozwalając, by Dazai dyndał teraz głową w dół.

- Teraz... - spuścił wzrok - Teraz to nawet nie mogę być już w Portowej Mafii... - kilka gigantycznych łez spadło na ulicę - Jestem niczym więcej, niż potworem, prawda? - pociągnął nosem.

Jedna z jego kolejnych łez spadła Dazaiowi na twarz... Mocząc mu całą głowę...

Osamu histerycznie wziął wdech, gdy udało mu się otrzepać z całej tej słonej wody.

- Nie pisałem się na utopienie w czyichś łzach! - zawołał z obrzydzeniem - To ci z oka wypłynęło! To jakbyś otarł się o mnie całego gałką oczną! Obrzydliwe! - krzyczał z dołu, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.

- J-jeszcze się, kurwa, będziesz naśmiewał?! - ryknął, podnosząc go ponownie na wysokość twarzy, naprawdę blisko. Dazai zobaczył, że jest już czerwony, a jego policzki mokre od płaczu.

- Hej - uśmiechnął się łagodnie i tym razem (o dziwo) nie złośliwie - ... Nie ma co płakać, nad rozlanym mlekiem - położył dłoń na czubku jego nosa.

- ... TY MAŁY...!

Nim Chuuya zdążył skończyć, wokół niespodziewanie się zakotłowało. W mgnieniu oka, jak za dotknięciem magicznej różdżki (magiczna łapka Dazaia!) znów był swojego noramalnego wzrostu - 160 centymetrów. Nie miał problemu z tym, by od razu złapać równowagę i nie spaść w dół, dzięki swojej zdolności. Ale Dazai za to miał. Nie było sposobu, w jaki mógłby pozostać w powietrzu. Jego zdolność z całą pewnością nie pozwalała na tego typu akrobacje. W tym wypadku... Runął w dół.

- O żeż...! - nie zastanawiając się ani chwili dłużej, Chuuya rzucił się za nim, maksymalnie zwiększając swoją prędkość. Złapał go paręnaście metrów niżej, w pozycji ślubnej. Co prawda, nie mógł użyć zdolności na Dazaiu, ale na sobie już tak. Odciążył się na tyle, że mógł go swobodnie unieść, jak balon osoby w koszyku. Z tym, że tu nie było żadnego koszyka, a jedynie płaszcz, który oddzielał ich od siebie, zapobiegając działaniu No longer human - A tylko... Mi drgnij... Kurwo...

Dazai, jak na komendę, zaczął się wiercić.

- O nie, jak mnie swędzi tyłek, a Chuuya nie pozwala mi się podrapać!

- Gh... Trzymaj swoje robaki w dupie z daleka ode mnie! - zrzucił go do morza, parę metrów nad taflą wody (w miarę blisko plaży) - Pierdol się!

Życie można ująć, jako epizod zakłócający spokój nicościDonde viven las historias. Descúbrelo ahora