Kunikida spotyka Chuuyę (cz. 1)

590 51 20
                                    

— I wtedy on na mnie stanął! Tak po prostu!

Praca barmana niekiedy, a wręcz bardzo często, wiązała się z przymusem wysłuchiwania pijackich historii i sercowych rozterek. Czasami też włączał się w to obowiązek podawania chusteczek. Na szczęście póki co, pijany Nakahara ich nie potrzebował.

Od dobrych 30 minut Chuuya narzekał na Dazaia. A kogo by innego? Ten człowiek miał na niego ogromny wpływ i pomimo zaprzeczania, że Osamu się dla niego nie liczy (robił to średnio co trzy minuty), widać było, że jednak znaczy dla niego naprawdę wiele.

Do baru Lupin wszedł Kunikida Doppo, jeden z ważniejszych członków Zbrojnej Agencji Detektywistycznej. Usiadł przy ladzie, dwa krzesła dalej.

— Dobry wieczór, poproszę The Better Half.

— Dobry gust — mruknął odruchowo Chuuya, nie odrywając wzroku od kieliszka — Ale Luccio lepsze, jeśli chcesz coś z tej samej półki.

— The Better Half jest w porządku, ale dziękuję — również nie spojrzał na mężczyznę obok — W takim razie, niech jednak będzie kieliszek Luccio.

Nakahara uśmiechnął się pod nosem, by zaraz potem upić kolejny łyk swojego ulubionego wiśniowego wina.

— ... Kobieta? — znów zagadnął rudowłosy.

Kunikida pokręcił głową.

— Kolega z pracy. Imbecyl... Leniwy, przeszkadza, denerwuje...

— Oooh, wiem, o czym mówisz. Znałem takiego jednego. Byliśmy partnerami, na szczęście to już przeszłość.

— Dobrze dla ciebie.

— No nie wiem... — patrzył na swoje odbicie w trunku — Czasami się odklejał... Ale zdarzało się, że gadał z sensem.

— Oh, tak, ale to jeszcze większa wada — dostał swój alkohol — Dziękuję — uśmiechnął się do barmana — Kiedy wad jest zbyt wiele i istnieje jedna widoczna zaleta, przyćmiewa ona wady. Uzależnia od człowieka, który nie jest warty zachodu. To okropne.

— Co nie? Cholernie. Ale to też działa... No wiesz, prywatnie. Zaczyna się lubić tę osobę.

— Myślę, że powinno się utrzymywać przyjazne stosunki ze współpracownikami — zauważył — Wtedy atmosfera w pracy jest znacznie lepsza. Nic nie wisi się w powietrzu.

— Nie, nie, nie zrozumiałeś. Mówię o... Bardziej prywatnych stosunkach. O takiej typowej przyjaźni, która... Przekształca się w coś mocnego, że zaczynasz mieć ulubioną osobę, a potem się zakochujesz.

— Oh?

— To do dupy. A potem się okazuje, że nic dla tej osoby nie znaczysz — zacisnął palce na kieliszku — Że byłeś wykorzystywany, że się tobą bawił...

— ... Wow, to brzmi naprawdę okropnie. Przykro mi — uchylił łyk.

— Było, minęło... — westchnął, przejeżdżając palcem po krawędzi kieliszka — Gdyby tylko ten dureń zniknął raz na zawsze, a nie plątał się, jak bąk po gaciach, życie byłoby piękniejsze — fuknął.

— Hm... — Doppo niezbyt wiedział, co odpowiedzieć. W jego kodeksie moralnym (czytaj: ideałach) życzenie komuś śmierci, było ściśle zakazane. Nie mówiąc już o tym, że przecież nie wiedział nawet, o kim mowa — W przypadku mojego kolegi to zapewne nie zadziała, ale może w przypadku two... — w tym momencie odwrócił głowę, by spojrzeć na mężczyznę obok. Gdy zdał sobie sprawę, z kim cały czas rozmawiał, natychmiast urwał wpół słowa. Gwałtownie poderwał się ze stołka.

Życie można ująć, jako epizod zakłócający spokój nicościजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें