4.

129 5 4
                                    

Kraków

Na zamku zawsze można było znaleźć takich, których miniona uczta w ogóle nie dotknęła i o świcie wstawali do swoich obowiązków. W szczególności, gdy były one bardzo naglące. A przy gromadzie nowego przybytku i ich matek te obowiązki były ważniejsze, niż własne życie. Maciej i Jagna nie tracili czasu na wylegiwanie się w łożu. Od rana pracowali w stajni, korzystając ze spokoju na placu. Wszyscy odsypiali wieczorne zabawy, służba sprzątała po ucztujących, wielu musiało dojść do siebie po upojnym towarzystwie pełnego kielicha.

- Witaj, Jagno! - Grzymek wszedł do stajni.

Dziewczyna podniosła głowę, gdyż akurat zamiatała korytarz.

- Witaj, Grzymku - oparła się na kiju - Ty nie w kuchni?

- Wszyscy odsypiają. Nie potrzeba tylu rąk do pracy.

- Jak uczta? - zapytała, na nowo wracając do zajęcia.

- Jak zwykle - wzruszył ramionami - Dużo pracy, chaos, gwar, presja. Zdążyłem już przywyknąć.

Zapadło między nimi chwilowe milczenie. Grzymek rozejrzał się po stajni i podszedł do jednego z koni, by go pogłaskać.

- Pokazać ci coś? - spytała niespodziewanie.

Zdążył jeno otworzyć usta, bo rudowłosa już złapała go za rękaw, odłożyła miotłę i pociągnęła na zewnątrz.

- Gdzie mnie zabierasz?

- Popatrz - wskazała mu palcem grupkę koni, która, uwiązana do długiego koryta, jadła śniadanie.

Mężczyzna przyjrzał im się, wzruszając ramionami i zakładając ręce na piersi.

- Konie jak konie - popatrzył na towarzyszkę - Myślałem, że ciebie to nie dziwi.

- Oh, przyjrzyj im się - odwróciła go w ich stronę - Widzisz tą czerń? Te długie grzywy? Bystre oczy?

Grzymek pochylił się lekko i zmrużył powieki, jakby próbował wypatrzeć coś z oddali. Po chwili wyprostował się i pokręcił głową.

- Ja tam żadnej bystrości nie widzę. Prędzej głód. Karmicie wy je w ogóle?

Oberwał od Jagny pieścią w ramię, na co tylko się zaśmiał. Do ich uszu dotarł brzęk stali. Spojrzeli na siebie, po czym obeszli stajnię i przystanęli, widząc dwóch walczących ze sobą rycerzy. Jeden miał jasne włosy, a drugi był brunetem i przewyższał swojego przeciwnika. Jagna zastanowiła się, czy interweniować, ale musiała to być przyjacielska potyczka. Już chciała wrócić do pracy, ale zatrzymał ją Grzymek, który nawet się nie poruszył. Popatrzyła na niego ze zdziwieniem, a potem powiodła wzrokiem w miejsce, w które się wpatrywał. Niedaleko rycerzy stała grupka niewiast. Kuchcik musiał wyłapać jedną z nich. Szatynkę w fioletowej sukni. Tą samą, którą ona spotkała poprzedniego dnia na korytarzu. Uśmiechnęła się pod nosem, splotła ręce na piersi i trąciła go łokciem.

- Podoba ci się, co? - poruszyła sugestywnie brwiami.

Grzymek wyrwał się z amoku, gdy zaczęła chichotać. Chciał jej oddać, ale uchyliła się od ciosu.

- Nie dworuj. Sama chciałaś, żebym znalazł sobie żonę.

- Ale czy ja coś mówię? - położyła dłoń na dekolcie, udając niewinną.

- Nie i lepiej, żeby tak zostało - pogroził jej palcem - A tobie co? Żaden do gustu nie przypadł? - skinął na walczących.

Maciejówna mimowolnie przyjrzała się mężczyznom. Jej uwagę zwrócił blondyn, umiejętnie odpowiadający na ciosy przeciwnika. Teraz to Grzymek się zaśmiał.

Córka KoniuszegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz