36.

76 6 18
                                    

Monachium

Pierwszy dzień małżeńskiego życia był zgoła inny, niż sobie to początkowo wyobrażała. Już kolejnego dnia po ich powrocie Wilhelm musiał wrócić na zamek, by kontynuować nauki. Obiecał jej, że będzie do niej zaglądał, ale zdawał sobie doskonale sprawę, że to jeno marzenia. Wyszedł z domu wcześnie rano, kiedy na zewnątrz jeszcze było siwo, a powietrze rześkie. Nie chciał jej budzić, ale Jagna nawykła do wczesnego wstawania, toteż pożegnała go w progu domu. Patrzyła za nim jak wsiada na konia i odjeżdża w stronę zamku. Uśmiechnęła się do siebie, zmierzyła wzrokiem ulicę, przy której znajdowała się kamienica i zniknęła w głębi domu. Nie miała już ochoty na sen. Musiała znaleźć sobie jakieś zajęcie. W Krakowie od rana do nocy pomagała w stajni. Ale to było w Krakowie, kiedy jeszcze była panną. Teraz mieszkała w Bawarii i miała męża.

Zaszła do kuchni, gdzie wszystko było jeszcze zimne. Służka kuchenna dopiero później zaczynała pracę, więc mogła albo poczekać, albo samej coś przygotować. Zmrużyła oczy, przypominając sobie cokolwiek, co pichciła Hanka. Odetchnęła. Wtedy do jej nozdrzy, we wspomnieniach, dotarł zapach ciepłego mleka, gniecionego ziarna, słodkiego miodu i owoców - owsianka. Rozchyliła powieki. Szybkim krokiem pognała do niewielkiej spiżarki, z której wybrała potrzebne rzeczy - bańkę z mlekiem, parę garści owsa, garnek z miodem i lekko już przesuszone rodzynki, ale przymknęła na to oko. Wróciła do kuchni i zaczęła gotować. Niezręcznie, ale zapaliła ogienek w piecyku i postawiła mleko do zagrzania. Ziarna wsypała do kamiennej misy i ugniotła moździerzem. Przesypała je do innego naczynia i dodała odrobinę miodu. Rozejrzała się, czy na pewno jest sama, zanurzyła palec w złotej mazi i zlizała lepką słodycz. Tak bardzo rozkoszowała się jej smakiem, że nie zauważyła jak mleko zaczęło wrzeć.

- U licha... - przeklęła pod nosem.

Dopadła do garnuszka i zabrała go z ognia, zaraz jednak upuściła go na podłogę, gdyż był za gorący. Naczynię z hukiem upadło na podłogę, rozlewając prawie całą zawartość, ochlapując przy okazji jej bose stopy i koszulę. Odskoczyła, kiedy mleko poparzyło jej skórę. Dało się słyszeć gorączkowe zbieganie po schodach i już chwilę później w progu pojawiła się zaalarmowana Machna, a za nią niemiecka służka.

- Co się stało? - spytała dziewczyna, wchodząc do środka.

- Chciałam zagrzać mleko i... Nie przypilnowałam go - wyjaśniła nieśmiało.

Służka nie zrozumiała wiele, ale wepchnęła się między nie. Obejrzała miejsce zdarzenia i wzniosła oczy do nieba. Psiocząc coś pod nosem, wygoniła Polki z kuchni. Jagna popatrzyła tęskno za swoją owsianką, ale nie dane było jej zjeść. Westchnęła i zrobiła kilka kroków po korytarzu.

- Co zamierzasz, pani? - spytała Machna.

- Nie mam pojęcia - przyznała, odwracając się lekko w jej stronę - Zazwyczaj cały dzień spędzałam w stajni. A teraz nawet nie mogę sama zrobić sobie owsianki - machnęła ręką w stronę kuchni - Muszę coś wymyśleć. Wilhelm zapewne wróci dopiero wieczorem... - dodała.

- Może... Może spacer po mieście?

- Zgubię się - odpowiedziała pewnie - Maria nie wspominała za dużo o zajęciach... Większość czasu spędzałam na haftowaniu albo słuchaniu jej nauk.

- Może... Z jej nauk można coś wysnuć?

- Nie wiem, Machno. Cieszy mnie, że próbujesz pomóc. Ale chyba jedyne, co nam pozostaje, to dalszy sen.

***

I tak nie zmrużyła oka. Przymykała powieki, ale na tym się kończyło. Zirytowała się i postanowiła zrobić porządek w swoich rzeczach. Przywołała Machnę i razem z nią przebierała w kufrach. Praktycznie wszystkie suknie wylądowały na środku sypialni, osobną zbieraninę zajmowały futra, kożuszek, płaszcz i pelerynka, jeszcze inną bielizna, obok koszule nocne, a na końcu wszelkie dodatki jak pończochy, chusty czy rękawiczki. Niewiasty patrzyły bezradnie na stosy ubrań, wydymając wargi i myśląc, co z nimi począć.

Córka KoniuszegoWhere stories live. Discover now