6.

124 5 8
                                    

Kraków

Ten dzień zaczął się bardzo wcześnie. Nic na to nie wskazywało, a jednak o świcie okazało się, że jedna z klaczy zaczęła rodzić. A poród nie należał do najłatwiejszych. Maciej i Jagna mieli dużo pracy, a na szali wisiało życie obojga koni. Klacz kwikała, rżała, wierzgała. Cały proces wyraźnie sprawiał jej ból, a utwierdzała to przekonanie krew, która co jakiś czas wypływała z dróg rodnych.

- Ojcze... - jęknęła Jagna, gdy szkarłatna kałuża znów się powiększyła.

- Nie poddawaj się.

- Ale ta krew...

- Nic nie jest jeszcze przesądzone.

Rzuciła mu pełne powątpiewania spojrzenie, które całkowicie zignorował. Był skupiony na tym, by wypadać jakiekolwiek nieprawidłowości w brzuchu konia. Ona klęczała z boku, czekając, aż się przyda.

- Dobrze, idź po płótna i ciepłą wodę - polecił - Prędko! - rzucił, gdy nie odrywała tępego wzroku od krwi.

Otrząsnęła się, wstała i wybiegła po odpowiednie rzeczy. Zaczerpnęła gwałtownie rześkiego powietrza. Odkąd została z ojcem zerwana z łóżek, praktycznie nie zmienili ubrań. Oboje byli w strojach do snu, jeno Maciej narzucił kamizelkę, a Jagna szlafrok z trochę już za krótkimi rękawami. Włosy związywała w biegu, przez co teraz pozwoliła sobie na poprawienie koku.

- Jagno! - usłyszała za sobą wołanie.

Zignorowała je. Wpadła jak wicher do jednego z przystajennych pomieszczeń, w którym koniuszy trzymał różne potrzebne rzeczy. Zabrała kilka półcień z półki. Wyszła stamtąd równie szybko, prawie wpadając na właścicielkę głosu.

- Uważaj jak chodzisz - ofuknęła ją.

Odsunęła się i strzepnęła drobne pyłki z granatowej sukni. Poprawiła też blond włosy, splotła dłonie na wysokości łona i westchnęła, patrząc na Maciejównę.

- Królowa pragnie...

- Nie mam czasu - weszła jej w słowo i wyminęła dwórkę.

Ta jednak ani myślała jej odpuszczać. Uniosła poły sukni i ruszyła wściekle za nią.

- Nie obchodzi mnie to. Królowa i jej córka pragną wybrać się na przejażdżkę. Masz przygotować konie.

- Nie mam czasu - powtórzyła, szukając wzrokiem wiadra.

- Jesteś służącą, masz robić, co ci każą i kiedy ci każą.

Rudowłosa przystanęła i odetchnęła głęboko. Złość wzięła górę i zapomniała o rodzącej w bólach klaczy. Odwróciła się przodem do rozmówczyni. Dwórka Małgorzata zawsze jej dokuczała.

- Nie jestem byle służącą - wysyczała.

- A kim? Księżniczką? Hrabianką? - zapytała z drwiną.

- Mój ojciec jest szanowany na dworze. Sam król...

- Król nie dba o kogoś takiego jak twój ojciec - przerwała jej - A tym bardziej kogoś takiego jak ty.

Nabrała głęboko powietrza, powstrzymując łzy. Wiedziała, że nie ma najwyższej pozycji, ale przecież nie była aż tak uboga. Zacisnęła usta.

- Jagno, do cholery! - ze stajni dobiegł ją wściekły głos ojca.

Wzdrygnęła się i rzuciła się biegiem w stronę budynku. Woda nie była ciepła, ledwie letnia. Maciej wciąż masował brzuch, tym razem już wyraźnie podenerwowany.

Córka KoniuszegoOù les histoires vivent. Découvrez maintenant