59.

94 3 6
                                    

Hesja

Zbrzydło mu już takie przesiadywanie w Hesji. Wszystko dawno wróciło do normy, mogli już przecież wracać do domu, do Monachium. Do żony. Kręcił się po obozie, smętny i milczący, aż postanowił zagadać do księcia i namówić, by już wrócili.

- Książę - skłonił głowę, wchodząc do namiotu.

- Co cię do mnie sprowadza, Wilhelmie?

- Chciałem zapytać, kiedy będziemy wracać do Monachium - przyznał, trochę nieśmiało.

- Co, Hesja ci zbrzydła? - zgadnął.

- Nie, ale po prostu...

- Chciałbyś wrócić do rodziny, prawda?

Rycerz spuścił głowę. Do jego uszu dotarł śmiech księcia.

- Spokojnie, Wilhelmie. Daj ludziom jeszcze dwa dni.

Przytaknął. Ruprecht jednak dostrzegł, że wciąż coś go trapi. Zbliżył się do poddanego. Położył mu dłoń na ramieniu.

- Co cię trapi?

- Nic istotnego, książę.

- Na pewno? Wszyscy boją się do ciebie podejść. Odkąd wyjechaliśmy, zrobiłeś się drażliwy i nerwowy. Jakieś problemy w domu?

- Książę...

- To był rozkaz.

Rycerz westchnął zrezygnowany.

- Pokłóciłem się z żoną.

- I do złej żony tak ci spieszno? - uniósł brew - Chociaż, niektóre kobiety są bardziej namiętne, gdy są złe.

- Ona... Ona nie jest.

- Jagna, prawda? Intrygująca osoba. Słyszałem, co o niej mówią na zamku.

- To bzdury, książę. Nie jest ani wiedźmą, ani nie zabiła tamtego konia. Chciała mu pomóc.

Ruprecht poklepał go uspokajająco po barku.

- Spokojnie. Nie oceniam jej. Wiem, że jest inaczej. Sama mnie w tym utwierdziła. A teraz mów. Kto jest winny?

- W zasadzie to... Chyba my oboje. Pamiętasz, książę, Luizę? Jest teraz dwórką.

Namyślał się przez moment, ale w końcu przytaknął. Wilhelm przełknął ślinę.

- Swego czasu... Byłem w niej zakochany. Ale ona potem wyjechała, a mi przeszło. A potem pojawiła się Jagna. Ale Luiza znów się pojawiła. I moja żona... Wzięła to za bardzo do siebie. Dowiedziała się o moim uczuciu. Ale też nie jest bez winy - dodał szybko - Wiesz, że Manuel nie mógł jechać. Z mojej winy.

Znacząca mina księcia wystarczyła za odpowiedź.

- Przystawiał się do niej. Odkąd przyjechała. Nie wiem, co on sobie wyobrażał. Miałem tego dość.

- Pokazałeś mu, gdzie jego miejsce, to prawda. Niektórzy jednak mówią, że jeszcze chwila i byś go zatłukł.

Rycerz spuścił głowę. Książę westchnął.

- Powiadają, że nie ma miłości bez zazdrości. I ja się z tym zgadzam. Bo to znaczy, że drugiej osobie zależy. A wy wcale nie byliście na siebie źli. Byliście przerażeni, że tracicie siebie nawzajem. A strach bardzo łatwo pomylić ze złością.

Wilhelm nie do końca wiedział jak na to odpowiedzieć, więc milczał, patrząc na swoje buty.

- Dwa dni - powtórzył książę - I wrócisz do swojej żony.

Córka KoniuszegoWhere stories live. Discover now