27.

83 6 22
                                    

Wieś pod Krakowem

W domu rozległo się donośne pukanie do drzwi. Hanka pobiegła otworzyć i w progu zastała Wilhelma. Trochę się zmieszał, gdy zobaczył gospodynię, ale wyprostował się dumnie, sprawiając wrażenie, jakby nic poprzedniej nocy nie zaszło.

- Jest Jagna? - spytał.

- W stajni - wskazała za siebie - Proszę. Zaraz ją zawołam.

Przepuściła rycerza, który wszedł do środka. Zamknęła za nim drzwi i podążyła w nieznanym mu kierunku. Rozglądając się po wnętrzu, ruszył powoli za nią. Ten dom znacznie różnił się od tego, w którym on mieszkał, w Bawarii. Był skromny i przy tym przytulny. Pachniało w nim drewnem, kwiatami i... Wsią? Tak, zdecydowanie wsią. Zbliżał się do drzwi, którymi w nocy Jagna wpuściła go do środka. Na korytarzu minął się z gospodynią.

- Jagna zaraz przyjdzie - powiedziała i zniknęła.

Wilhelm popatrzył za nią, a potem wyszedł na zewnątrz. Zmurżył na moment oczy, bo słońce tego dnia świeciło niesamowicie mocno, a na podwórku było bardzo jasno. Gdy już odzyskał wzrok, dojrzał rudowłosą jak wychodziła ze stajni, wycierając ręce o mały kawałek płótna. Potem otarła sobie czoło. I wtedy go zauważyła. Zwolniła kroku, przez chwilę nawet wyglądała, jakby chciała stanąć, ale w końcu pojawiła się przed nim.

- Witaj - uśmiechnął się do niej lekko.

- Witaj - odparła nieśmiało, unikając kontaktu wzrokowego - Co cię sprowadza?

- Chyba to, co ostatnio. Chciałem porozmawiać.

- I nie mogłeś tak postąpić od razu? Uniknęlibyśmy kłopotów.

- Mam przepraszać za to, że mi się podobasz? I ciężko mi wytrzymać?

Na te słowa Jagna spłonęła rumieńcem i prędko rozejrzała się za zajęciem, na którym mogłaby się skupić. Niestety, dookoła nic takiego nie było, więc spuściła wzrok, miętosząc szmatkę.

- Chciałem porozmawiać o nas - kontynuował - W końcu nie uzyskałem od ciebie żadnej odpowiedzi.

Jagna wciąż milczała, unikając jego spojrzenia. Z domu wyszła Hanka, w rękach dzierżąc robótkę. Przysiadła na ławce pod ścianą i zajęła się haftem, wciąż jednak mając baczenie na młodych. Oboje na nią spojrzeli, prędko rozumiejąc jej rolę przyzwoitki.

- Więc... - wrócił do rozmowy - Mam u ciebie jakiekolwiek szanse?

To pytanie zmusiło ją, by w końcu unieść wzrok. Pierś jej się ścisnęła. On oczekiwał odpowiedzi, a tak się zdaje, że nad żadną nie myślała. Czuła jak do oczu płyną jej łzy, które usilnie starała się zatrzymać. Zacisnęła palce na materiale. Boże drogi, czemu na to pozwalasz?

- Wilhelmie, ja... - urwała, biorąc wdech - Ja nie wiem. Nie mam pojęcia. Do tej pory żyłam marzeniami, że zostanę koniuszym, tak jak ojciec. Małżeństwo nawet nie przeszło mi przez myśl.

Widziała jak mina mu zrzedła. Ledwo widoczny cień przebiegł po jego twarzy. Skarciła się w duchu.

- Nie mam pojęcia, co robić - mówiła dalej - Tego wszystkiego jest za dużo. Najpierw turniej, potem Jan, teraz ty...

- Jestem ci wstrętny? - spytał z oburzeniem i zaskoczeniem.

- Nie - złapała się za głowę - Oh, nie o to mi chodziło. Po prostu... - przesunęła dłońmi po włosach - To za dużo. Tego wszystkiego jest za dużo. Tak nagle, w jednym momencie. I nie mam czasu, żeby w spokoju usiąść i pomyśleć.

Córka Koniuszegoحيث تعيش القصص. اكتشف الآن