17.

83 6 9
                                    

Kraków

Ostatni dzień turniejowych zmagań oznaczał dla Jagny dzień próby. Tym razem nie zaspała, a nawet pierwsza stawiła się w stajni, jeszcze przed wszystkimi. Starała się ukryć ekscytację, żeby ojciec nie nabrał podejrzeń. Kiedy jednak byli już na arenie, zrobiła się spięta i nerwowa. Bała się, bardzo się bała, że Wilhelm znów spadnie i tym razem nie skończy się na kilku siniakach. Przeszedł ją dreszcz. Gdyby tylko wczoraj pamiętała, żeby dać mu kilka wskazówek. Odwróciła głowę, żeby spojrzeć na koniec korytarza. Rozstawiono tam kilka namiotów dla przygotowywujących się zawodników. Na pewno tam był. Wzięła głęboki wdech. Teraz albo nigdy.

- Zaraz wrócę - rzuciła do ojca i czmychnęła, nim zdążył cokolwiek powiedzieć.

Serce biło jej jak oszalałe. Już wolała stawić czoła krnąbrnemu ogierowi, niż wejść do obozu pełnego mężczyzn. Zatrzymała się i rozejrzała - konie, giermki, kopie, broń. Ani śladu Wilhelma. Odetchnęła i powoli weszła w głąb. Niektórzy zerkali na nią ciekawsko, ale nic nie mówili. Szturchali się jeno, wskazywali na nią, szeptali coś między sobą. Jagna rozglądała się, ale nigdzie go nie widziała. Musiała zatem kogoś spytać.

- Przepraszam - podeszła do jednego z mężczyzn.

Stał przy swoim koniu i poprawiał rękawice. Na dźwięk jej głosu zerknął na nią.

- Widziałeś, panie, Wilhelma? Rycerza z Bawarii - dodała.

Namyślał się przez moment.

- Powinien być tam - wskazał na jeden z namiotów - Zaraz jego kolej.

Pokiwała głową i potruchtała w tamtą stronę. Mężczyzna uśmiechnął się do siebie i gwizdnął cicho pod nosem. Rudowłosa zajrzała do namiotu, w którym szykował się Bawarczyk. Podniósł głowę, gdy usłyszał szelest.

- Jagna? - wstał z taboretu - Co ty tu robisz? - podeszli do siebie.

- Zapomniałam ci wczoraj powiedzieć - sapnęła, normując oddech - Gdy przeciwnik będzie już blisko, siądź głębiej w siodło i opuść pięty jak najniżej. Dzięki temu zyskasz oparcie.

Uniósł z pobłażaniem kąciki ust. Odgarnął niesforny kosmyk włosów z czoła, a drugą ręką przyciągnął do siebie.

- Będę pamiętał - szepnął, nachylając się bliżej niej.

Przymknęła oczy i pozwoliła się pocałować. Specjalnie przedłużył czułość, żeby się nią nasycić. Niechętnie się od niej oderwał.

- Bądź ostrożny - powiedziała cicho, patrząc mu głęboko w oczy.

- Będę - jeszcze raz przeczesał rude loki - A teraz idź już. Zaraz moja kolej.

Uśmiechnęła się niemrawo i opuściła namiot, przebiegła przez obóz i wróciła do ojca. Nie pytał o nic, co z jednej strony było jej na rękę, ale z drugiej lekko podejrzane. Odsunęła jednak od siebie te myśli, bo zabrzmiały trąby i parę chwil później na plac wjechało dwóch zawodników. Maciej przyciągnął plecy Jagny do siebie, żeby jej nie staranowali, i zamknął w uścisku silnych ramion. Kary, masywny wierzchowiec przejechał obok nich, parskając złowrogo. Okryty był srebrną kapą, połyskującą w blasku słońca. Jego wjazd wzniecił oklaski i wiwaty. Ludność musiała się już na nim poznać. Okrążył plac, pokłonił się parze królewskiej, a w tym czasie na arenę zmierzał jego przeciwnik. Jagna oddychała głęboko, uważnie go obserwując. Jego gniadosz okryty był bordowo-czarnym materiałem. Nie spojrzał na nią. Gdy on się pojawił, widzowie nie byli już tak entuzjastyczni. Widać było, że niektóre damy poruszyły się niespokojnie i wyciągały szyje, by go zobaczyć. Mimo porażki, wciąż kradł ich serca. On jednak skupiony był na uwadze tylko jednej damy na tej arenie. Kiedy już się ustawił, spojrzał w jej kierunku. Ojciec ją obejmował. Nawet z daleka dostrzegł jak się denerwuje. Nie mógł zawieść, obiecał jej to.

Córka KoniuszegoWhere stories live. Discover now