20.

87 5 10
                                    

Kraków

Stała w tej samej izbie, w której była kilkanaście dni temu. Przed nią stał Wilhelm, odwrócony do niej plecami. Akurat zdejmował koszulę przez głowę. Odrzucił ją na bok i stanął do niej twarzą. Patrzył na nią inaczej, niż wtedy. Oczy mu pociemniały, błyszczały, lustrowały ją intensywnie. Nie bała się. Złapał ją w talii, uniósł i usadził na stole, równocześnie wpijając się łapczywie w jej usta. Od razu złapała go za barki i przysunęła bliżej. Wsunął się między jej nogi, podciągając suknię do góry. Nim się obejrzała, rozplótł wiązania z tyłu i ściągnął jej odzienie. Przygarnął ją ponownie do siebie, tym razem całując szyję. Westchnęła cicho. Czuła jak mu ulega, z każdym pocałunkiem coraz bardziej. Był śmielszy i z ochotą zsunął ramiączka jej halki. Dłonie wkradły się pod materiał i zacisnął palce na udach. Z jej ust wydobył się urwany jęk. Spięła mięśnie.

- Wyjdź za mnie... - szepnął niespodziewanie.

Jagna zastygła. Odsunęła się od niego, żeby spojrzeć mu w twarz. On też się od niej oderwał. Ich spojrzenia się skrzyżowały.

- Wyjdź za mnie - powtórzył.

Pokręciła głową, wciąż nie rozumiejąc jego słów.

- Wilhelmie...

- Zostań moją żoną - powtórzył i zamknął jej usta pocałunkiem.

Otworzyła oczy. Czuła jak po skroni spływa jej pot, serce wali jak oszalałe, oddech był niespokojny. Potrzebowała kilka chwil, by dojść do siebie. Odwróciła głowę na sąsiednie posłanie - ojciec spał. Przeniosła wzrok na okno - był środek nocy. Spojrzała w sufit. Wzięła kilka głębokich wdechów. Zakryła dłońmi twarz i przesunęła nimi po mokrym obliczu.

***

Decyzja o ślubie Grzymka i Bogny dużo zmieniła. Nie tylko w ich życiu, ale i w życiu Jagny. Kuchcik był jej przyjacielem, tak naprawdę jedynym na zamku. Jego małżeństwo było już czymś większym, niż zamążpójście jednej z przyjaciółek z dzieciństwa, z którymi nie miała już kontaktu. Kolejna osoba w jej otoczeniu robiła krok w dorosłość. Poważny krok.

Ona w tym czasie stała na skraju. Ten jeden krok, który wszyscy wykonywali tak chętnie, miał zaważyć na całej jej przyszłości. Zdawała się stać przed wąskim strumykiem. Każdy go przeskakiwał, przechodził, może nawet zamoczył w nim stopę. Ona nadal stała na jednym brzegu i patrzyła jak pozostali stopniowo się oddalają. Chciała iść za nimi, ale to równałoby się z pokonaniem strumyka. A nie chciała tego robić. Jeszcze nie. W ogóle nie. Nie mogła tu jednak stać w nieskończoność. Koniec świata się do niej zbliżał, ilekroć odwracała głowę za siebie. Kończył się czas. Musiała podjąć decyzję. Tylko jaką?

Nie chciała tracić Grzymka. Był jej przyjacielem i powiernikiem sekretów. On wiedział to, czego nie mówiła ojcu. Nie mogła mówić zbyt wiele koniom. Bała się dnia, w którym te dostaną języka i wszystko wygadają. I co ona wówczas zrobi? Będzie musiała się ze wszystkiego tłumaczyć. A jeśli Grzymek porzuci pracę na Wawelu i wyjedzie? Co wtedy? Nie miała tutaj nikogo na tyle bliskiego. Był tylko on.

Z takimi myślami pognała czym prędzej do zamkowej kuchni. Wpadła do środka, prawie wywracając służkę z dzbanem wina. Zrugała ją, ale Jagna skupiła się na kuchciku. Wyrabiał ciasto. Rzuciła się w jego stronę. Zdążył jeno podnieść głowę i się wyprostować, gdy został zamknięty w uścisku ramion rudowłosej. Bardzo się zdziwił. Wolał jej nie dotykać, żeby nie ubrudzić jej mąką.

- Nie wyjeżdżaj... - wymamrotała.

- Co ty mówisz? Czemu miałbym wyjeżdżać?

Maciejówna tylko przytuliła go mocniej. Grzymek w końcu zignorował brudne dłonie i odwzajemnił gest. Coś musiało być na rzeczy. Inaczej nie odcinałaby mu dopływu powietrza swoim uściskiem.

Córka KoniuszegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz