I. Winni zarzucanych czynów

1.1K 33 16
                                    


- Oskarżony jest winien zarzucanych mu czynów: kolaboracji, przystąpienia do organizacji terrorystycznej zwanej Śmierciożercami, mającej na celu zgładzenie mugoli i czarownic oraz czarodziejów pochodzenia mugolskiego, morderstw I i II stopnia, w tym także na kobietach i dzieciach, a także gwałtów, znęcania się i torturowania - zaczął Lavarius Pontus, brytyjski Minister Magii. A była to tylko część z zarzutów, które Wizengamot postanowił odczytać podczas jego procesu. Reszty już nie słyszała, bo zaczęło dzwonić jej w uszach, poczuła, jak krew odpływa z jej twarzy.

Czemu w ogóle się tym przejmowała? Przecież ten człowiek nic nigdy dla niej nie znaczył. A może jednak? Czy można tak powiedzieć o jakimkolwiek człowieku, z którym poniekąd miało się styczność przez ostatnich kilka lat? Był dla niej tylko kolejnym skazanym Śmierciożercą. Kolejnym, którego trzeba było skazać po wojnie, w której zginęło tyle istnień. W której zginął też on...

- Wszystko w porządku? Strasznie pobladłaś - spytał Ron, delikatnie stukając ją w ramię.

Zawsze ta bujna, ruda czupryna sprawiała, że czuła się lepiej. Że wiedziała, że może się uśmiechnąć, że ma na kogo liczyć. Od pewnego czasu Weasleyowie stali się jej rodziną. Taką, jakiej nigdy nie miała - gwarną, pełną ludzi, uśmiechów. Będąc jedynaczką, nie znała tego, przez całe życie dorastała, czując się inną. Pozostałe dzieci w okolicy - o ile w ogóle jakieś chciały z nią rozmawiać, przeważnie uznawały ją za dziwną. Może taka rzeczywiście była?

- Halo, tutaj ziemia! Odezwij się! - powiedział nieco za głośno Ronald. Oprzytomniała.

- Nic mi nie jest Ron, jakoś tak po prostu... poczułam się słabo - odpowiedziała. - Ile dostał? - spytała po chwili, bo nie dosłyszała wyroku, który zapadał.

- Dożywocie, a raczej... pocałunek dementorów - odparł, a ona poczuła, że włosy zjeżyły jej się na karku.

A co, jeśli i on dostanie taki wyrok? Tego by nie zniosła. Wystarczyło, że spotkało ich tyle cierpienia. Tyle osób nie żyje! Fleur, Bill... nie znała ich za dobrze, ale wiedziała, że byli ważni dla Rona. Byli częścią Weasleyów. Częścią tego cudownego klanu. Ginny do tej pory płakała, choć minęło kilka miesięcy od maja. W sumie nie pamiętała nawet jaką moją teraz porę roku. Czy to już jesień? Odkąd jego nie było, przestała liczyć czas, tak jak normalni ludzie. W sumie nie była normalna.

- Gdzie jest Harry? - spytała Rona, choć przecież powinna znać odpowiedź, tylko nie mogła jej sobie przypomnieć.

- Czeka na wezwanie Wizengamotu. Teraz będzie zeznawał w jego sprawie - powiedział rudzielec.

Czyli to już... czy zdąży powiedzieć mu wszystko, co chciała? Czy uda im się wyciągnąć go z Azkabanu? Czy spotka go ten sam los, co pozostałych? Przecież im pomagał, gdyby nie on, Harry nie zabiłby Voldemorta.

- Proszę wstać! Rozprawa numer 30/349. Oskarżony: Draco Lucjusz Malfoy - powiedział młody protokolant.

- Luno, Luno pamiętaj, żeby oddychać! - powiedział Ron, gdy ona zaczęła osuwać się na ziemię. A jeśli nie zrozumieją, że on nic takiego nie zrobił? A jeśli nie zdąży?

______________________________________________

Nie zemdlała, ale była blisko. Zastanawiała się, jak wytrzyma jego proces. Nie wiedziała, jak wytłumaczyć przyjaciołom, co się z nią dzieje. Co łączy ją i Malfoya? Zawsze była trochę pomylona, wiedziała, jak wołają za nią za plecami. Nie odnajdywała się w Ravenclaw, choć bardzo chciała. Dopiero od piątego roku zaczęła czuć, że gdzieś przynależy, wszystko dzięki temu, że wsiedli do powozu, w którym była też ona. Neville, Hermiona, Ron i Harry - stali się jej rodziną. Nie wiedziała, że ta dziwna przyjaźń zaprowadzi ją tutaj, na salę Wizengamotu, gdzie toczyły się przesłuchania.

Harry miał zeznawać na korzyść Draco. Nienawidzili się, ale wiedział, że Lunie na nim zależy. Wiedział, że Malfoy nie jest tak zły, jak zdawał się zawsze być. To on oddał mu swoją różdżkę, dzięki niemu pokonał Voldemorta. On powiedział mu, gdzie jest przedostatni horkruks. Hermiona miała wystąpić jako przedstawicielka mugolskich czarownic, tych, których nienawidzili śmierciożercy. Miała zeznać, że Draco był okrutny, wyśmiewał się z niej w dzieciństwie, ale odkąd przyjął mroczny znak, nigdy jej nie skrzywdził. Wcześniej był tylko dzieckiem. Wszyscy wiedzieli, że miał za zadanie zabić Dumbledora, ale tego nie zrobił. Nie był w stanie. To wtedy się złamał, to wtedy poznała go lepiej. W pokoju zwierzeń spędzał tyle czasu, niekiedy płacząc, a ona przychodziła tam odetchnąć. Co najlepsze, właśnie w chaosie najlepiej się wyciszała.

Malfoy był dumny. Chciał wziąć wszystkie winy na siebie. Bał się jednego - że jeśli tego nie zrobi, Luna w końcu go znienawidzi. Za to, że się chciał wybielić, że mógł wyjść, gdyby tylko jeden człowiek przeżył wojnę i powiedział, jak było naprawdę. Bał się też, że ten jedyny człowiek, który się o niego w życiu troszczył, zostanie skazany na los tak okrutny, jak pocałunek Dementorów. Już teraz go szkalowano, mimo tego, co podobno robił Potter. Ale przecież jego ojca chrzestnego nie było. Zginął we Wrzeszczącej Chacie, był przy tym. To on dostarczył Potterowi fiolkę ze łzami Snape'a. Przecież zginął tam, z jej imieniem na ustach. Tylko że ciała nie znaleźli...

Była tylko jedna osoba, która wiedziała, co naprawdę wydarzyło się z Severusem Snapem. Jedna, która wiedziała, gdzie jest jego ciało. Ciało, które było w strasznym stanie, trawione jadem Nagini. I tylko Luna wiedziała, że to ciało nadal funkcjonowało, dochodząc do siebie w piwnicach jej rodzinnego domu...

HGSS | Uratuj mnie - SEVMIONEWhere stories live. Discover now