XLI. Grobla Olbrzyma

308 14 22
                                    

Severus Snape nie miał tej wątpliwej przyjemności, by przeczytać paskudny artykuł Skeeter. Ani kolejne, które ukazywały się przez pierwsze dwa tygodnie po jego procesie. Potem zainteresowanie jego osobą i zeznaniami ucichło, a "Prorok" szukał nowych tematów, by straszyć lub szokować czarodziejów.

W ogóle nie planował brać do ręki czarodziejskiego szmatławca. Nie chciał mieć najmniejszej styczności ze światem czarodziejów. Nie był na to jeszcze gotowy. Zaraz po procesie przeniósł się na Spinner's End - jedynego miejsca, które w jakiś sposób do niego należało. Pił na umór przez kilka dni, aż skończyły się zapasy Ognistej Wódki, które miał w domu. Zapasy, które jeszcze należały do Pettigrew, pilnującego go z rozkazu Czarnego Pana. Szlajał się, bo inaczej nie można było tego nazwać, po najgorszych melinach i zapadłych dziurach Manchesteru, ale napotykał się niekiedy na czarodziejów, próbujących go atakować lub rozmawiać. Najgorsi byli jednak ci, którzy chcieli mu dziękować za "uratowanie świata czarodziejów" lub "ogromne poświęcenie". Z reguły odpowiadał im jednym słowem - "spierdalaj".

Teraz siedział w opuszczonej mugolskiej chacie nieopodal Bushmills. Wybrał to miejsce do transportacji zupełnie przypadkowo. Dostał list z Ministerstwa, w którym oznajmiono mu, że postanowiono przyznać mu Order Merlina I Klasy za „magiczne czyny wymagające wybitnej odwagi lub dystynkcji". Po prostu pomyślał o Grobli Olbrzyma, o którejś kiedyś czytał i po chwili stał na skraju urwiska. Chciał uciec od czarodziejskiego świata... a trafił do miejsca, w którym czuł, że jego magia powraca do dawnych sił.

Nie wiedział, jaki jest dzień. Nie wiedział, który mamy miesiąc. Tak naprawdę, nie wiedział nawet, ile czasu minęło od jego procesu.

Liczył, że w ogóle do niego nie dojdzie. Dlatego też odmawiał składania zeznań, mimo próby przekonywania go przez Pontusa, Shacklebolta czy tego dziwnego człowieczka, który miał być mediatorem. Naprawdę liczył, że dadzą mu w końcu spokój, zostawią sprawę w spokoju, a on sam będzie mógł gnić w Azkabanie, tak jak na to zasłużył. Niestety tak się nie stało. Doskonale pamiętał dzień, gdy we drzwiach jego celi stanęło czterech aurorów.

- Kurwa, ale tu cuchnie! Gorzej, jak w jakimś chlewie - powiedział najniższy z nich.

- Myślę, że nie gorzej niż u ciebie w domu, Peters! - rzucił stojący obok.

- Dobra panowie, bierzmy się do roboty. Trzeba go przetransportować do Ministerstwa - odparł stojący nieco z tyłu młody auror, którego Severus zdawał się rozpoznawać.

Odkąd któregoś dnia do jego celi wpuszczono trzech innych więźniów, by pobili go do nieprzytomności, było mu już wszystko jedno, co się wydarzy. Później od trzech dni nie zmrużył oka... albo i dłużej. Sam nie wiedział, ile czasu minęło w Azkabanie, bo tam dni i noce zlewały się w jedno. Teraz nie miał pewności, czy to, co widzi, działo się na jawie, było wynikiem bezsennych halucynacji, czy może wytworem jego obitej głowy. Nie wiedział, czy aurorzy wchodzą do celi w rzeczywistości. Miał nadzieję, że nie.

- Hej, Snape! Podnoś się, idziesz na proces! - uznał niski czarodziej, wymachując różdżką. - Wstawaj! -

Uniósł głowę, ale nie miał siły się podnieść. Bolał go każdy skrawek ciała - czuł się, jak po niektórych spotkaniach z Czarnym Panem. Cruciatus też potrafił siać spustoszenie w organiźmie...

- O kurwa, jak on wygląda! - wyszeptał jeden z aurorów, spoglądając na zakrwawioną i posiniaczoną twarz więźnia.

- Pontus i Shacklebolt będą wściekli. Ciekawe komu się za to oberwie.

- Chyba było lepiej, jak jedynymi strażnikami byli Dementorzy. Ej, Snape, słyszysz nas?

Nie wstał z zimnej, mokrej posadzki. Nie mógł się ruszyć. Podejrzewał, że ma złamaną kość w łydce... Nie raz w gorszym stanie wracał od Czarnego Pana, ale wtedy miał swoje eliksiry. Czasem też mógł liczyć na Dumbledore'a, którego akurat złapało poczucie winy, albo potrzebował, by Severus na następny dzień pojawił się "praktycznie nietknięty" na zajęciach.

HGSS | Uratuj mnie - SEVMIONEWhere stories live. Discover now