XXXV. Nowy plan

276 17 3
                                    

Luna Lovegood była zawsze osobą pełną tajemnic, pogrążoną w swoim świecie marzeń. Dla wielu była kimś w rodzaju dziwadła. Pogardzana nawet przez uczniów z Ravenclaw, którzy dokuczali jej przez wszystkie lata nauki. 

"Inność zawsze rodzi agresję, kochanie" - niejednokrotnie mówił jej ojciec. Gdy więc w jej życiu pojawiło się nikła nadzieja na znalezienie przyjaciół, nie chciała jej puścić. Teraz gdy siedziała w swoim domu, otoczona ludźmi, którzy chcieli jej słuchać, nie do końca była w stanie dowierzać, że od chwili, gdy czuła się naprawdę samotna, minęły zaledwie trzy lata. 

Raptem dwa lata temu rozegrała się ich walka o przetrwanie w Departamencie Tajemnic. Dosłownie chwilę później wzywała profesora Snape'a na pomoc, gdy w zamku pojawili się śmierciożercy. A niemal trzy miesiące temu, u boku Draco i przyjaciół walczyła na błoniach Hogwartu. Nie, już nie czuła się samotna, choć może...

Parzyła herbatę, rozmyślając na tym, że wciąż brakuje wśród jej bliskich tylko Draco. Od jego rozprawy minął już tydzień, ale wciąż nie odezwał się do niej. Nie chciała nalegać, zadręczać go swoją obecnością. "Gdy ktoś nas kocha, zawsze do nas wróci, skarbie" - także niejednokrotnie mówił jej Ksenofilius. Więc czekała, aż zrobi pierwszy krok. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co teraz robi. Topi się w mroku, myśląc o tym, dlaczego go uwolnili. "Albo... " - odezwała się jej bardziej wrażliwa, mniej racjonalna część - "Albo nie chce mieć z tobą nic do czynienia".

Jej niekonwencjonalne podejście do życia i zdolność do widzenia rzeczy, których inni nie zauważali, sprawiały, że często była uważana za ekscentryczną. Choć ekscentryczna to dość miło powiedziane... Jednak to właśnie te cechy sprawiły, że postanowiła podjąć się jednego z najbardziej niebezpiecznych wyzwań w swoim życiu - uwolnienia Severusa Snape'a z Azkabanu.

Gwar w salonie wyrwał ją z zamyślenia. Przywdziała na twarz uśmiech, wiedząc, że wszyscy uwierzą w jej "cudowne" samopoczucie.

- Komu herbaty? - spytała radośnie, rozdając kubki zainteresowanym, niczym Molly Weasley.

- Luno, dziękujemy za zaproszenie, ale może powiesz nam... co tutaj robimy? - zapytał Harry. - Oczywiście cieszymy się, że tu jesteśmy, ale... no sama rozumiesz - dodał.

- Oczywiście Harry, wiem. Otóż... dziękuje wam za pomoc przy wyciągnięciu Draco z Azkabanu, wiem, że bez was byłoby trudno to osiągnąć, ale... teraz chciałabym pomóc profesorowi Snape'owi.

- Oszalałaś? - żachnął się Ron, podnosząc z kanapy. - To śmierciożerca, a do tego oszust. I jeszcze, sama słyszałaś w Ministerstwie - morderca!

- Tak Ron, wiem, zdaje sobie sprawę, ale gdyby nie on, nie wygralibyśmy, dobrze wiesz. I Harry na pewno też - odparła ze stoickim spokojem Luna.

- Nie ma mowy, choć cię lubię, nie będę wspierał tego drania. Zabił Blane, pytanie ile osób jeszcze, nie wspominając o Dumbledorze. Do tego zawsze był dupkiem, mścił się na Harrym absolutnie za nic! - stwierdził rudzielec.

"Nie tak do końca za nic" - pomyślał Harry, zastanawiając się nad słowami przyjaciółki. On także przez cały ostatni tydzień myślał o tym, co zrobić, by Snape był wolny. Nie bez powodu też walczył o jego dobre imię, chodził do "Proroka Codziennego" czy Ministerstwa. Złamał obietnicę, że nikomu nie powie o tym, co było we wspomnieniach Snape'a, które dostał od Malfoya. Ale chciał "pośmiertnie", żeby mężczyzna był uznany za bohatera. Skoro teraz żył... był mu to tym bardziej winien.

- Ale ja temu nie przeczę, po prostu uważam, że nie może być skazany jak inni. I wszyscy to wiemy. Gdyby był taki zły, nie przekazałaby Harry'emu miecza. Nie wysłałaby nas na szlaban do Hagrida, tylko do Carrowów. Zakazał nam iść do Hogsmade, w którym roiło się od dementorów i śmierciożerców. Naprawdę uważacie, że to odpowiednia kara? Pamiętacie chyba, prawda? - spytała, zwracając się w stronę siedzących nieopodal wygaszonego kominka Neville'a i Ginny.

HGSS | Uratuj mnie - SEVMIONEWhere stories live. Discover now