IV. Został tydzień...

476 23 13
                                    


- Dobry wieczór profesorze - zaświergotała Luna, otwierając drzwi do piwnicy.

- Nie mów tak do mnie - odparł przytłumiony głos.

- Nie mogę się przyzwyczaić, przez tyle lat był pan moim profesorem... mogę ewentualnie mówić dyrektorze, jeśli pan woli - powiedziała dziewczyna.

- Ani. Mi. Się. Waż. - z pełną stanowczością odparł głos skryty w mroku.

- No ale przecież był pan dyrektorem przez niemal rok, więc się panu należy ten tytuł. Swoją drogą... profesor McGonagall ostatnio zastanawiała się, czemu pański portret nie pojawił się w gabinecie -

- Bo na nie niego nie zasłużyłem Lovegood. Poza tym, przez ciebie wciąż jeszcze dycham - odparł z sarkazmem.

Luna podeszła bliżej do mężczyzny, postawiła świecę na stoliku nocnym. Siedział pogrążony w mroku, ale wiedziała, że na razie nie ma innego wyjścia. Jad Nagini sprawił, że drażniło go światło, ledwo coś widział. Wolał mieć oczy zasłonięte i przebywać w ciemnej piwnicy. Nikt nie wiedział, jakim gatunkiem w pełni była Nagini. Przeklęty wąż Voldemorta, który dopiero po czasie okazał się być Malediktusem. Ale to wyszło na jaw dopiero podczas przesłuchań. Dopiero wtedy okazało się, że miała w sobie cząstkę klątwy krwi, która na stałe zmieniła ją w rodzaj wężowej bestii. Trudno więc było jednoznacznie określić jej gatunek.

Lovegood wiedziała tylko, że niektóre węże, takie jak kobra dysponują jadem, który może oddziaływać na układ nerwowy. W połączeniu z wieloletnimi karami Cruciatusem, które dość regularnie otrzymywał Severus Snape, mogło to mieć fatalne skutki. Jad kobry może powodować śmierć dorosłego człowieka, o ile nie poda się surowicy we właściwym czasie. Kobry dodatkowo charakteryzują się doskonałą celnością, mierząc często w oczy intruza. A co gorsze, ekspozycja na toksynę gada mogła spowodować trwałą ślepotę. Ale Nagini nie była kobrą...

- Dyszysz nade mną Lovegood - powiedział mężczyzna, wytrącając Lunę z letargu.

"No tak, znowu oddałam się rozmyślaniom, zamiast zająć tym, czym powinnam" - pomyślała.

- Tak, tak, wiem. To przez gnębiwtryski, zapętliły się w mojej głowie na dobre - odparła.

- Lovegood, przecież wiesz, mówiłem ci nie raz... - zaczął profesor.

- Wiem. Wiem, że mój ojciec mnie okłamywał i wymyślał większość z tych stworzeń. Ale miło czasem myśleć, że nie jestem szalona, tylko naprawdę wszystko, co się ze mną dzieje ma związek z magicznymi stworzeniami - powiedziała Luna.

- Daruj mi te łzawe historie. Proszę cię, dorośnij. Nie jesteś szalona, tylko empatyczna - oczywiście na swoją zgubę. Powiedziałbym, że wręcz głupia, ale to epitet, który mogę zostawić wyłącznie dla Pottera lub któregoś z Weasleyów - nadmienił.

- Nawet nie wie pan, jak Harry pana broni -

- Niepotrzebnie. Nie powinniście mu wierzyć. Odkąd stracił cząstkę Voldemorta, założę się, że jest jeszcze bardziej irytujący niż wcześniej. Dureń, który teraz jest okrzyknięty zbawicielem magicznego świata. Bliznowaty, który... - dodał.

- Czas coś zjeść i wziąć eliksiry - przerwała mu Luna.

- Lovegood, odnoszę wrażenie, że próbujesz zatkać mi usta. Powiedz lepiej, ile czasu nam zostało? -

- Tydzień... za tydzień jest kolejne przesłuchanie - powiedziała.

Tydzień. Niby siedem dni to dużo czasu, zwłaszcza dla byłego Śmierciożercy. W tych kilka dni może wydarzyć się naprawdę wiele. Severus Snape leżący teraz na prowizorycznym łóżku w piwnicy domu Lovegoodów wiedział, że jeśli dobrze pójdzie, zostało mu siedem dni życia. 168 godzin, zanim cały czarodziejski świat dowie się, że przeżył przez szaloną Lunę Lovegood. 10 080 minut nim wejdzie na salę Wizengamotu, teoretycznie pod przykrywką z wielosokowego, a potem trafi do Azkabanu. Tam, gdzie jego miejsce.

HGSS | Uratuj mnie - SEVMIONEWhere stories live. Discover now