XXXIII. Długa droga

323 18 1
                                    

Gdy wyprowadzono Snape'a i Malfoya powietrze na sali sądowej jakby uległo rozprężeniu. Hermiona miała wrażenie, że dookoła niej zrobiło się wręcz lodowato. Nie mogła powstrzymać drżenia rąk, czuła, że oblały ją zimne poty. Jednocześnie miała wrażenie, że widzi dużo wyraźniej niż kiedykolwiek wcześniej. Była w stanie dostrzec drobinki kurzu unoszące się w powietrzu, drobne nitki wiszące przy guziku wszytym w rękaw jej koszuli stały się widoczne. Wszystko w sekundkę zmieniło się.

"Do Azkabanu... zabrali ich do Azkabanu. Obydwu" - przeszło jej przez myśl i poczuła, jak otula ją jeszcze większy chłód.

Przez jej głowę zaczęły przebiegać miliony myśli, których nie mogła uporządkować. Wszystko, co dziś usłyszała, mieszało się z odczuciami, które pojawiły się w chwili, gdy Severus Snape pojawił się na sali we własnej osobie. Niepewnie rozejrzała się po opustaszającym pomieszczeniu. Dojrzała kątem oka, jak Shacklebolt rozmawia z Luną i Ronem.

- Hermiono, chodź, wrócimy do Nory - odezwał się nagle Harry, ciągnąc ją za rękaw. Gdy się odwróciła - jego już nie było.

Harry zostawił ją samą i jako jedyna jeszcze nie opuściła części przeznaczonej dla świadków. Nagle poczuła się bardziej samotna niż dotychczas.

__________________

Do Burzowej Zatoki zostali z Draco tradycyjnie przeniesieni świstoklikami, w asyście Aurorów nad nabrzeże, gdzieś po środku absolutnie niczego. Po wylądowaniu, gdy żołądek wrócił na swoje miejsce, Snape zauważył, że Malfoya i jego ochrony nigdzie nie ma. Bransolety tłumiące magię zaczynały mu ciążyć od chwili, gdy usłyszał, że to koniec rozprawy. Wiedział, że to też jego koniec.

- Ruszaj się! Nie będziemy tu stać wieczność, Snape - rzucił jeden z młodych Aurorów.

Severus doskonale wiedział, co siedzi w ich głowie i nie potrzebował do tego Legilimencji. Ci najmłodsi stażem byli jak nowi Śmierciożercy - żądni władzy, chcący sprawować własne rządy. Różdżka dodawała im pewności siebie, a zajmowane stanowisko sprawiało, że czuli się kilka centymetrów wyżsi.

"Głupiec... skończony głupiec" - pomyślał, uśmiechając się lekko pod nosem.

- Czego się jarzysz Snape? Jak trafisz do Azkabanu i zajmą się tobą Śmierciożercy, nie będzie ci tak miło, morderco - napomknął mężczyzna.

Ostatnie słowo wymówił, niemal całkowicie zaciskając szczękę, aż Severus poczuł krople jego śliny na swojej twarzy. Zgroza.

Doskonale znał drogę do Azkabanu - już tam był. Dokładnie 17 lat temu spędził po Pierwszej Wojnie Czarodziejów nieco ponad tydzień w tym odmęcie mroku i rozpaczy, do momentu, gdy Dumbledore nie zorganizował jego uwolnienia. Tym razem wiedział, że będzie inaczej. I czuł, że w najgorszym razie czekają go lata oczekiwania na szaleństwo i śmierć. Lata, w których zamieni się w to samo, co Bellatrix lub Black, którzy widzieli w mroku zbyt wiele, by być normalnymi. Doskonale wiedział, co Azkaban robi z czarodziejami... liczył więc na szybki wyrok i Pocałunek Dementorów. Byleby nic nie czuć.

Więźniowie byli niemal zawsze transportowani do Azkabanu za pomocą magicznych wagoników więziennych. Czarne, upiorne pojazdy były chyba najgorszym środkiem transportu, z jakiego kiedykolwiek korzystał Severus. Nie poruszały się z gracją, jak te w Banku Gringotta, zdecydowanie nie. Prowadziły po tajnej, podziemnej linii kolejowej, prowadzącej wprost na wyspę. Jazda w nich była gorsza niż pobyt na statku podczas sztormu. Zapach docierający do nozdrzy przyprawiał o mdłości. Szyby były zaciemnione, by utrudnić jakikolwiek kontakt ze światem zewnętrznym. Do tego sama trasa była kręta, przeraźliwie szybka i mało stabilna.

HGSS | Uratuj mnie - SEVMIONEWhere stories live. Discover now