--27--

1.2K 98 135
                                    

(Dwudziesty piąty kwietnia. Niedziela)
[Izuku]

Obudziłem się o szóstej rano. Aktualnie mamy dziewiątą, a ja się nie ruszyłem z miejsca.
Kacchan na mnie spał i to dosłownie leżał na mnie cicho pochrapując.

-Moje maleństwo...- Szepnąłem głaszcząc go po włosach, akurat zaczął się budzić.

-Mhm...

-Hej.

-Hej...- Mruknął podnosząc głowę by na mnie spojrzeć.

-Jak się spało?

-Dobrze... Ale wszystko mnie boli.

-Zaopiekuję się tobą.

-Mam kurwa nadzieję, bo to twoja wina.

-Sam chciałeś kochanie.- Zaśmiałem się, głaszcząc go po plecach.

-Mhmm... Nie chciałem by wszystko mnie bolało... Izu. Twoja mama już poszła?

-Jest dziesiąta chyba, więc na pewno już dawno poszła do pracy.

-...A twoja mama... Słyszała nas wczoraj..?

-Nie sądzę. Ma pokój na drugim końcu budynku, a ściany są grube. Tak łatwo nas nie podsłucha, no chyba, że stała pod drzwiami.

-To dobrze, bo już się Wystraszyłem. Jakoś nie chciałbym by twoja mama miała pewną świadomość, że to robiliśmy.

-Domysły swoje ma.

-Ale to domysły. Ja mogę myśleć, że jednorożce istnieją.- Prychnął.- Idę spać.

-Kacchan, na prawdę?

-Mhm...

-Co ja z tobą mam?

-Pojebany związek. Ciesz się, że nie radziecki.- Wymruczał przysypiając.

Wykorzystam może jego prawdomówność spowodowaną tym, że zasypia..?

-A kochasz mnie?

-Kocham...

-A żałujesz tego co robiliśmy w nocy?

-Nie... Podobało mi się...- Wymruczał wtulając się w mój tors.- A tobie..?

-Mi też kochanie.

-To dobrze...- Szepnął cicho, najpewniej ponownie usypiając.

Chwilę leżałem tak z nim, bawiąc się jego włosami, albo palcem malując różne wzory na jego plecach. Kacchan spokojnie sobie spał jeszcze godzinę, nim się przebudził i tym razem już nie pozwoliłem mu dalej odsypiać.

Aktualnie się zbieraliśmy pod prysznic, bo w końcu mamy dwie łazienki. Założyłem na siebie tylko bokserki i w szafie znalazłem dla siebie ubrania. Kacchan oczywiście marudząc, że mam na niego nie patrzeć w momencie gdy ten zakładał bieliznę.
No tak, bo wcale nie widziałem go nago kilkanaście godzin temu.

W momencie gdy chciał wstać, nogi zaczęły mu się trząść i upadł na podłogę.

-Ajć.- Syknął cicho.- Kurwa nogi się pode mną uginają.

-Pomogę ci.- Zaśmiałem się cicho podnosząc go.

-Sam pójdę.- Warknął, wyrywając mi się. Powoli o drżących nogach.

-Przyniosę ci ubrania.

-Yhy.- Mruknął powoli się kierując do najbliższej łazienki.

Sam udałem się do niego by zgarnąć mu bieliznę i spodnie dresowe. Koszulkę wziąłem mu już swoją bo zdołałam zobaczyć, że on przez większość czasu podkrada mi ciuchy. Jestem już w plecy dwie bluzy i pięć koszulek. A koszulki sobie wymienia, jedną da do prania, drugą mi zabierze.

~Uratowany [DekuBaku] (A/B/O)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz