Rozdział 4: Camping

1K 121 63
                                    

Coś się działo... Byłem nisko przy ziemi, ale nie do końca potrafiłem kontrolować swoje ciało. Chciałem, ale ciało nie reagowało. Nie miałem rąk... nie miałem nawet nóg. Wchodziłem po schodach powoli, jakby ślizgając się w górę... jakby sceny wydarzeń odtwarzały się do tyłu.

Wyminąłem starszego pana, wprawiając go w osłupienie.

Już zrozumiałem, co to jest. I nie zamierzałem pozwolić, by trwało dalej.

Odepchnąłem tę myśl, przekręcając scenę, aż znalazłem się w domu w stylu japońskim, wysokim na co najmniej dwa piętra, z mieszanką nowoczesności z tradycją. Z góry dobiegał dźwięk szeleszczącego plastiku, wraz z słyszalnym grzmotem. Spojrzałem w dół na swoją rękę i zobaczyłem komórkę. Jakoś zmusiłem się do podejścia i spojrzenia w lustro. Wystarczyło, że ta przerażająca, blada, zakrwawiona twarz zerkała przez poręcz schodów i ten hałas-

Otworzyłem oczy, nie wydając żadnego dźwięku. W moim pokoju nadal było ciemno, mimo żałośnie cienkich zasłon, a Sansa przyleciała, żeby usiąść na zagłówku. Musiałem... stworzyć koszmar... by uciec od tego połączenia.

- Głupi, cholerny, irytujący, marnujący powietrze gnojek. Voldemort, możesz iść obrać swoje bezwartościowe resztki tarką do sera. Trzymaj się z dala od mojej głowy, albo sprawię, że poznasz uczucie gorsze niż ból. Mam nadzieję, że mnie słyszysz, ty żałosna... skarpetko gimnastyczna. Idź wdepnąć w kałużę.

Jeśli mnie nie usłyszał, upewnię się, że dostanie wiadomość, zanim zaczną się kolejne wakacje.

Sięgnąłem nad głowę i chwyciłem miśka, nie będąc pewnym, którego, ale nie obchodziło mnie to. Odwracając się od drzwi, schowałem przepastną głowę misia pod brodę i zamknąłem oczy.

Wtedy Syriusz zapukał do drzwi sypialni.

- Bambi, ubieraj się, czas wstawać!

Nieważne, przecież i tak już nie śpię!

~

- Powiedz mi jeszcze raz, Syriuszu, dlaczego to robimy? - Zapytałem chyba po raz trzeci w ciągu ostatniej godziny, przecierając oczy. Było bezbożnie wcześnie rano i na dodatek potykałem się o wszystko, gdy podążałem za tym człowiekiem. Najgorsze w tym wszystkim było, że ubrany byłem w zestaw czarnych szat z zielonym wykończeniem, wystarczająco ciepłych, by nie zmarznąć, ale na tyle długich, że potęgowały moje potknięcia.

- Mistrzostwa Świata w Quidditchu, Harry! Minister Knot dał nam bilety, byśmy dołączyli do niego, by obejrzeć mecz. - Syriusz wykrzyknął, wcale nie przejmując się tym, że musiał odpowiedzieć na to już kilka razy. Jakim cudem, do jasnej cholery, on w ogóle się obudził? Czy do tego właśnie służy kawa?

Wzruszyłem ramionami na tę myśl, popijając moją parującą, gorącą herbatę w termosie z galaktycznym wzorem. Jeśli to mnie nie obudzi do czasu, gdy będziemy w tym boksie, to nie wiem co i zamierzałem przespać cały mecz. Zrobię jednak wszystko, by upewnić się, że będę przytomny przez większość gry, Syriusz zasłużył na to tym, ile z moich rzeczy chętnie załatwił.

Nie powiedziałem Syriuszowi o koszmarze, nie sądziłem, że jest mu potrzebny, by się nim przejmować. Zamiast tego, gdy się ubierałem, napisałem szybką notatkę do Snape'a i kazałem Sansie ją dostarczyć. Skoro nie wezmę udziału w Turnieju Trójmagicznym - a przynajmniej lepiej nie - to równie dobrze mógłbym wykorzystać ten czas na doskonalenie Oklumencji. Kiedy Snape nie będzie miał już nic więcej do nauczenia mnie o zamykaniu umysłu, będę już pracował nad barierami, łamigłówkami i zagadkami nie do rozwiązania. W końcu jak Voldemort, albo ktokolwiek inny, mógł znać imiona postaci z anime, które nie tylko nie zostanie wydane jeszcze przez kilka lat, ale także postaci, które nie pojawią się nawet przez kilka lat po fakcie?

(4) Harry Potter and One Normal Year. Please? || tłumaczenie Harry PotterWhere stories live. Discover now