Rozdział 10: Balety

967 104 97
                                    

- Luna! - Zawołałem do niej z wymuszonym uśmiechem. Nie była daleko od Wielkiej Sali, tylko piętro różnicy. Ale wystarczająco daleko od tego wszystkiego, daleko od ludzi jedzących śniadanie... Daleko od Draco.

- Cześć, Harry. Chciałeś porozmawiać? - Zapytała, machając na pożegnanie drugorocznym z klubu książki. Luna tak ostatnio robiła, spędzała czas z młodszymi uczniami z klubu. To... to miłe, widzieć, jak się zaprzyjaźnia.

- Tak, ja... - Zacząłem, ale przerwałem, gdy kątem oka dostrzegłem barwnego chrząszcza. Taki chrząszcz nie występuje w Szkocji, wątpliwe, by występował na którejkolwiek z wysp wokół Wielkiej Brytanii. Wyciągnąłem różdżkę. - Muffliato.

Żuk próbował się zbliżyć, ale po tym, jak drugoklasiści wkładają palce do uszu, wiedziałem, że nas nie usłyszy.

Nieważne, miałem pilniejsze sprawy niż zajmowanie się nią w tej chwili.

Luna spojrzała przez ramię i wydała z siebie radosny dźwięk, gdy odkryła za sobą ławkę. Usiadła, wygładzając spódnicę jednym ruchem.

- Nie jest ci zimno? - Wskazałem na białą pokrywę śniegu na zewnątrz. Wiatr idealnie zgrał się w czasie, by uderzyć we mnie tysiącem lodowych odłamków gorzkich, szkockich wichrów, które groziły, że doprowadzą moją twarz do czerwoności. Peleryny z Hogwartu były cienkie, przeznaczone do noszenia przez cały rok, niezależnie od pogody. W rezultacie były wygodne w lecie, ale karcące dla dziewcząt w zimie. Zwłaszcza takich jak Luna, które nie przychodziły do szkoły w grubych legginsach zamiast spódnic.

- Mnie jest raczej wygodnie. Dziękuję, że pytasz. - Powiedziała, klepiąc miejsce obok siebie, które zająłem. - O czym chciałeś porozmawiać?

Bez chwili żadnej przerwy, odpowiedziałem.

- Pójdziesz ze mną na bal Yule?

- Z przyjemnością, Harry.

Oto właśnie. Bez wahania. Nawet nie mrugnęła między moim pytaniem a odpowiedzią, jakby się tego spodziewała. I nie było żadnych...

- Myślałam, że zapytasz Draco?

No i proszę.

Mój uśmiech się rozpadł, a policzki zapłonęły. Nie było to pieczenie zmieniające kolor, ale pieczenie, które towarzyszy startowi w pierwszym wyścigu, pieczenie po zbudowaniu całej szafy od zera. Pieczenie napiętych mięśni.

Co by się stało, gdybym został przy stole?

- On... myślał, że żartuję... a ja nie mogłem... jak mogłem? Na oczach...? - Spojrzałem w górę na szare niebo, wciągając powietrze z drżeniem. - Jestem taki głupi.

Bolało.

- Luna, tak mi przykro. Wykorzystuję cię, by pogodzić się z odtrąceniem. - Zakrztusiłem się ostatnim słowem, ale powoli uniosłem rękę i wymierzyłem sobie solidny policzek. - Nie krępuj się być na mnie zła.

- Zawsze chciałam chodzić na imprezy z przyjaciółmi. - Luna powiedziała ni stąd ni zowąd, nawet nie patrząc bezpośrednio na mnie. Była rozkojarzona, jakby nawet nie usłyszała tego, co właśnie powiedziałem. - Nigdy wcześniej nie zostałam na żadną zaproszona.

- ... Hę? - Odwróciłem głowę, na wpół spodziewając się, że coś tam jest, aby wyjaśnić, dlaczego Luna odwraca wzrok. Ale nie znalazłem nic poza pustym korytarzem.

- Będę musiała poprosić tatę o sukienkę. - Rozmyślała, jej tematy zmieniały się jak zepsuty mikser ustawiony na najwyższe obroty.

O nie, nie wyda pieniędzy na sukienkę!

(4) Harry Potter and One Normal Year. Please? || tłumaczenie Harry PotterWhere stories live. Discover now