Rozdział 15: Pierwsza Randka z Tomem

759 81 96
                                    

Wylądowałem z hukiem na miękkiej trawie. Powietrze wyleciało mi z płuc, a ślina wypluła się z ust, zostawiając kleks na ziemi.

- Ugh... ała...

Potrząsnąłem głową, próbując się ogarnąć. Byłem na cmentarzu, jeśli nagrobki obok mnie były jakąkolwiek wskazówką. Zimno, wilgotno, prawie bez życia, a wszelkie oznaki troski i miłości do tych, którzy odeszli, zostały zmyte przez dziesięciolecia.

Był też głos.

- Wykonaj rytuał... teraz! - Syczący głos przyprawił mnie o dreszcze. Nie z powodu tego, kto mówił, ale bliskości. Były tak blisko, że wydawał się głośny jak uderzenie pioruna w moje ucho. Moja blizna rozgrzała się do białości, sprawiając, że oczy niemal same powędrowały do tyłu głowy. Głos był zbyt blisko.

Brzmiał, jakby był tuż nade mną.

Spojrzałem ponad siebie.

Wystarczyło 0,02 sekundy wpatrywania się w twarz Pettigrew, zanim sięgnąłem po Czarę Ognia.

Jeszcze mniej czasu minęło, zanim ból, który poczułem w czaszce, dotarł do mojej dłoni, gdy Pettigrew tupnął w nią na tyle mocno, że usłyszałem trzask.

Nie krzycz, nie krzycz, nie krzycz! To karma za to niepotrzebne uderzenie w brzuch Cedrika!

- Unieruchom go! - Voldemort syczał wewnątrz koca w ramionach szczura.

Odtoczyłem się od kielicha i Pettigrew, wstając z lewą ręką przyciśniętą do piersi. Na szczęście nie była to moja różdżka, ale Pettigrew machnął ręką - różdżką Voldemorta? - i moja wyleciała mi z ręki. Szybko schyliłem się i podniosłem kamień, rzucając nim w mężczyznę. Rzucił zaklęcie, którego nie usłyszałem, a ja rzuciłem się w stronę Kielicha. Zawsze mogłem kupić nową, lepszą różdżkę.

Nowego życia nie dostanę... prawdopodobnie.

Ale w momencie, gdy czubki moich palców miały dotknąć magicznej aury Kielicha, zostałem uniesiony w powietrze i rzucony na posąg żniwiarza. Kosa obróciła się, naginając się do mojej szyi, aż zostałem przygwożdżony, zmuszony chwycić kamień, by się nie udusić.

- Popełniasz błąd, głupi szczurze! - Splunąłem na drżącego mężczyznę, gdy przygotowywał rytuał. - Voldemort jest bezużyteczny bez swoich zwolenników!

Pettigrew zatrzymał się, chociaż tylko na chwilę. Machnął różdżką Voldemorta i kociołek zaczął bulgotać.

- Zamierzasz żyć jako tchórz, który przywrócił Czarnego Pana?! Morderca i hańba dla domu Gryffindora?! - Wydawało się, że moje krzyki nie docierają do uszu. - ZAPŁACISZ ZA TO ŻYCIEM, PETTIGREW!

Voldemort z wrzaskiem wpadł do wrzącego kociołka. Pettigrew poruszył się szybko, zabierając kość z grobu Toma Riddle'a seniora i ostrożnie wkładając ją do wrzącego eliksiru.

- Kość ojca, dana nieświadomie, odnowi swego syna!

Gdy magia Voldemorta rozlała się po cmentarzu, moja wizja zmieniła się z normalnej na białą. W mgnieniu oka traciłem przytomność i równie szybko wracałem na Ziemię. Wszystko, czego chciałem, to wyrwać sobie skórę pazurami. Moja blizna stanowiła piekło na szpilkach, pojedynczy punkt bólu, którego nic, co robiłem, nie mogło zniwelować. Moja głowa szarpnęła się do tyłu, słodki ból zimnego, kamiennego ciała posągu Żniwiarza odwrócił moją uwagę od wijącego się we mnie horkruksa. Rozległ się hałas, wysoki, przerażający dźwięk, który przeszył uszy i wstrząsnął czaszką.

Dopiero po kilku sekundach zdałem sobie sprawę, że to nie kocioł, a moje krzyki.

Pettigrew przerwał rytuał na tyle długo, by na mnie spojrzeć. Jedno mrugnięcie i znalazłem się poza tym światem, a za chwilę patrzyłem, jak macha różdżką w dłoni. Posąg poruszył ręką, skaliste palce wbiły się w mój czubek głowy, przytrzymując go tak, że nie mogłem już dłużej uderzać głową o jego korpus. Moja blizna ponownie stała się dominującym źródłem bólu.

(4) Harry Potter and One Normal Year. Please? || tłumaczenie Harry PotterWhere stories live. Discover now