DOBRZE, MOTYLKU

314 4 5
                                    

Po pierdolonych trzech orgazmach w ciągu godziny poszliśmy pod prysznic, gdzie z wielką chęcią zaliczyliśmy jeszcze jeden. Wiedziałam, że ten dzień będzie udany i nic ani nikt nie może mi go zepsuć. Chyba, że złamię złoty rozkaz Ryana.

- Motylku, jedziemy? - zapytał już ubrany.

- Ale ja mam na sobie aktualnie aby stringi. - powiedziałam marszcząc brwi.

Ryan rzucił mi jakieś spodnie które mi sięgały pod kolana.

- Ale one są na mnie za duże! - marudziłam.

- To ściągniesz. - zaśmiałam się. - bez skojarzeń. Zawiążesz sznurki i będę dobre.

Poszedł do swojej garderoby i po powrocie rzucił we mnie swoją koszulką i biustonoszem.

- Ubieraj się.

- Dobrze. Tatusiu.

Jaki skurwysyn. Uśmiechnął się lekko się czerwieniąc.

- Kocham cię, mala.

- Mala?

- Mala.

- Dlaczego mala, a nie mała?

Wzruszył ramionami.

- Bo jesteś mala a nie mała. To ł tylko dodaje ci wielkości. A ty jesteś mała, urocza, seksowna i sprawiasz, że jestem kurewsko na ciebie napalony.

Uśmiechnęłam się.

- Ubieraj się, ubieraj. Chociaż... Nie. Nie ubieraj się, będę miał szybszy dostęp do twoich piersi i małej, ciasnej cipki.

Zaczęłam się  hichotać. Nie mogłam zapiąć biustonosza, więc Ryan pomógł mi robiąc mi malinkę tuż pod rzuchwą.

- Kurwa, Ryan. - wymsknęło mi się.

- Nie przeklinaj. - powiedział Ryan.

- Tatusiu, sprawiasz, że moja cipka cholernie potrzebuje twojego ciała.

- Konkretniej. - rozkazał.

- Chcę czuć we mnie twoje palce, chcę twoje palce na mojej cipce, chcę w sobie twojego penisa, chcę czuć na sobie twój język, chcę, abyś wpychał go w moją cipkę. Chcę dochodzić cały dzień.

- Jutro z chcęcią spełnię twoje potrzeby.

RYAN P.O.V.

Zabrałem ją do garażu i wyciągnąłem motor.

Dałem Larze kask, który kupiłem dla niej już dawno. Ładnie w nim wyglądała. Był bordowy. Usiadła za mną i złapała się mojego torsu. Na drodze w lesie jechaliśmy wolno. Lara delikatnie przez materiał moicb dresów pieściła mojego stojącego, twardego i nabrzmiałego penisa. Badała go. Czułem na plecach jej jędrne piersi. Całowała moją szyję, pozostawiając malinki. Całowała najlepiej na świecie. I mogę to powiedzieć kazdej dziewczynie, którą zaliczyłem. O ile wszystkie będę pamiętał. Wyjechaliśmy w miasto. Droga tam była krzywa, a jechaliśmy czterdzieści na godzinę. Lara podskakiwała, nie przyzwyczajona do takiego trzęsienia. Wyjechaliśmy z miasta na prostą, gładką jak jej nieskazitelna cera szosę. Co chwilę był jakiś mały sklepik. Zwolniliśmy do piętnastu na godzinę, wypatrując balony. Lara w końcu je wypatrzyła. Obok była apteka. Jakby Lara doprowadziła mnie do nieba i umierałbym z rozkoszy, wiedziałbym, gdzie się udać. Nie wiem, co się stało. Wywaliliśmy się. Ja się przeturlałem i od razu wstałem, a Lara siedziała na ziemi i się śmiała. Dalej w kasku. Zdjąłem swój i krzyknąłem;

- Lara! Nic ci nie jest? - podbiegłem do niej.

Jej noga... Na lewym pieszczelu była cała zdarta, trochę wyżej oba kolana były zdarte.

Nasza KrólewnaWhere stories live. Discover now