KŁÓTNIA

257 4 5
                                    

Nie wierzyłam mu. Za cholerę nie wierzylam mu, że to Aarvand stworzył hybrydy.

- Niby jak? - zapytałam.

- Niby jak co?

- Niby jak Aarvand stworzył hybrydy, skoro były u jakiejś baby?

- A myślisz, że jakby wyglądał nasz dom, gdyby nagle kazdy z organizacji podjeżdżał do nas po hybrydę? I ile ich chodziłoby po naszym domu? One żyją dwa, trzy lata. I są stadne.

Zrozumiałam.

Położyłam głowę na jego ramieniu.

Zasnęłam.

- Lara, obudź się. - poczułam szturchanie w bok.

- Lara?

- M-m!

Ktoś mnie podniósł i zaraz w coś opatulił.

Później leżąc na czymś miękkim w towarzystwie kilku upitych mężczyzn, którzy nie byli moimi chłopakami, zapachu grilla i głośnego gwaru zasnęłam.

Ktoś co chwilę coś przy mnie robił.

Wokół mnie zebrało się dużo postawnych męźczyzn, jeden z tych pijanych odwinął mnie z pościeli i zaczął rozbierać.

Zaczęłam szarpać się i krzyczeć.

- Spokojnie. - z jego buzi śmierdziało alkoholem.

- Aarvand! - wydarłam się.

- Aarvand załatwia swoje sprawy z klientami, z jego polecenia mamy cię przebrać.

Rozejrzałam się. Za mną był jeszcze jeden typ, a w kółku stali mężczyźni odwróceni do nas plecami. Najprawdopodobniej ochrona.

- A ty to kto?

- Ochroniarz Asy a za tobą ochroniarz Ryana. Nie pamiętasz nas? - zaśmial się.

- Nie.. No ale dobra, sama się ubiorę.

Zapinałam stanik.

Jak on mnie wkurwiał...

Gdy zapinałam dolną sprzączkę to górna mi się otwierała.

- Ja pierdolę... pomozesz mi? Proszę?

Bez słowa zapiął mi stanik i podał koszulkę.

Potem z powrotem poszłam ny-ny.

Obok mnie usiadł najprawdopodobniej Ezra. Wtulilam się w jego tors obejmując go rękoma.

- Lara? - usłyszałam.

- Lara, dlaczego leżysz na moim kliencie? - zaśmial się Ryan.

- CO?! - zerwałam się.

Mimo tego, że był już dzień to dalej było tyle samo ludzi. Jak nie więcej.

Klient Ryana też się usmiechał. Wstałam.

Szybko opatuliłam się kołdrą zdając sobie sprawę z tego, że nie mam na sobie spodenek.

- Mogę iść do domu?

- Adrien jest w swoim pokoju. Tylko nie przestrasz się bo w domu nie ma ludzi. Są same psy.

Ryan nie kłamał.

Praktycznie nie dało się przejść dwóch metrów. Posuwalam stopami o ziemię uważając, żeby nie nadepnąć żadnemu psu na łapę.

Zauważyłam tam Vinifreda. Pamiętacie go? Musicie go pamiętać.

Zamerdał ogonem, ale zaraz przypomnial sobie, że jest na służbie. Więc sama do niego podeszłam. Pogłaskalam go i dałam buziaka w nos.

Nasza KrólewnaWhere stories live. Discover now